* Oczami Rossa *
Wypowiedź Laury totalnie mnie zamurowała. Ja na prawdę myślałem, że między nami może coś zaistnieć, że będziemy razem, ale ona najwyraźniej tego nie chciała, tylko dlaczego, przecież wcześniej świetnie się dogadywaliśmy, byliśmy ze sobą szczerzy i całkowicie otwarci. Każde znało drugiego, a teraz wychodzi na to, że jednak nic przez ten czas nie wskóraliśmy, skoro trzeba w tej chwili podjąć tak ważną decyzję.
- Lau. - powiedziałem po krótkim namyśle. - Ja nie chcę... - nie dane mi było dokończyć, gdyż szatynka zabrała mi głos.
- Ross, powiedziałam. Albo przyjaciele, albo w ogóle. Wybór należy do ciebie.
- Na prawdę nie chcę wybierać tych opcji, no ale trudno, nie dajesz mi innego wyboru. Skoro nie chcesz spróbować, to ja nie chcę mieć z tobą nic więcej wspólnego niż dalszą współpracę. - powiedziałem ze smutkiem w oczach.
- Co masz na myśli? - niepewnie zapytała.
- To, że nie możemy się dalej przyjaźnić. Skoro ty stawiłaś taki warunek, to ja stawiam taki. Współpraca i partnerowanie, nic więcej.
- Takiej odpowiedzi, przyznam się szczerze, nie spodziewałam, ale to twój wybór i masz pełne prawo go tutaj zaingerować. Zgadzam się, chociaż z bólem, bo liczyłam na przyjaźń. No cóż, było, minęło, zakończone dzieło.
- Zrozum, nie mogę znieść widoku, że ty będziesz z kimś innym, a ja będę mógł się tylko bezczynnie patrzeć i podziwiać jak moja wielka miłość odchodzi.
- Wielka? Nie przesadzasz troszeczkę. Znamy się tak mało, a ty już zrobiłeś plany na przyszłość. - zażartowała sobie.
- Widzę, że ciebie to bawi, ale mnie już nie do końca. Pierwszy raz się zaangażowałem i pierwszy raz dostałem kosza. Wiesz co, miałaś rację. Tacy jak ja powinni zostać kawalerami i do końca podrywać panienki, bo nigdy nie zaznają miłości, ponieważ zawsze będą traktowani jak wyrzutki i rasowi podrywacze. Dzięki, że mi to oznajmiłaś, możesz być z siebie zadowolona. - powiedziałem i odbiegłem jak najdalej od szatynki. Nie chciałem jej już oglądać, nigdy więcej. Już nie jesteśmy przyjaciółmi, tylko zwyczajnymi nastolatkami chodzącymi do tego samego liceum. Jednak i tak przyznam szczerze, zabolało mnie to, bo ktoś komu zaufałem, może i jedynej bliskiej memu sercu osobie, porzucił mnie i olał, nie licząc się ze mną i z moimi uczuciami. Po wszystkich się tego spodziewałem, ale nie po Laurze. Teraz wiem, że to co opowiadał o niej Calum tylko w części było prawdą, bo ona wydaję się, że wszystkich nas oszukała, by pozyskać to, co osiągnąć zamierzała. Nie myśląc już dalej, poszedłem przed siebie.
* Oczami Ashley *
- Ha, ha, ha, ha ha. - cieszyłam się jak głupia. - Mam już wszystko czego mi trzeba. Mój plan już wkrótce wejdzie w decydując fazę, a ja na zawsze pogrożę tę frajerkę, która odebrała mi rolę na zabłyśnięcie w tej szkole. - wypowiedziałam złowieszczo następujące sowa.
- A powiesz nam jak ma wyglądać twój plan? - spytała się Van.
- Oh. - oschle wymamrotałam. - Czy ja za każdym razem muszę wam tłumaczyć to samo?
- Nic nam jeszcze nie mówiłaś, na razie tylko sama ze sobą rozmawiasz, a my, pamiętaj, nie będziemy czekać, aż jaśnie pani wyda swój sekret. - zauważyła Chelsea.
- No dobra i tak musimy już przejść do działania, a więc uwaga. - przerwałam, by wziąć głęboki oddech, po czym powiedziałam. - Ross to najpopularniejszy chłopak w szkole. W tej chwili jest w rozsypce, bo tamta głupia odrzuciła jego zaloty, zresztą widzieliście przed chwilą. Naszym zadaniem jest go pozyskać, później namieszamy mu w głowie, czyli każemy resztę jego paczki odciągnąć od Laury, by na nią się obrazili. W ten sposób uzyskamy czyste pole do jej zniszczenia, a ta zapłakana nie będzie miała wsparcia ani pocieszenia, co doprowadzi ją do całkowitego zniszczenia.
- Podoba mi się to, ale żeby w pełni zadziałało trzeba będzie wielu przygotowań, by wszystko zostało ukończone na czas. - powiedział Zack.
- Ja go przeciągnę, a wy zajmijcie się tym, co trzeba zrobić, by ją pogrążyć w rozsypce. Zrozumiano?
- Tak. - odpowiedzieli chórem.
- Do roboty. Rozejść się. - oznajmiłam i pobiegłam w stronę, w którą poszedł Ross.
* Oczami Laury *
Długo myślałam nad tym co Ross mi powiedział. Mnie to zabolało, ale jego chyba bardziej. Przykro mi było z tego powody, ale nik nie mówił, że prawda nie boli. Po za tym trochę krytyki chyba mu nie zaszkodzi. Chwilę tak jeszcze stojąc patrzyłam się w miejsce, gdzie przed chwilą stał blondyn, aż coś w końcu do mnie dotarło, że Ross cały czas coś do mnie czuł, a ja zamiat odwzajemnić to uczucie, po prostu stchórzyłam i zniszczyłam całą naszą przyjaźń. Źle mi z tym i niestety, ale muszę się kogoś w tej sprawie poradzić.
- Laura, gdzie jest Ross? - spytała Raini, ale widząc mój wzrok sama odpowiedziała sobie na to pytanie.
- Nie zadowolił się z wyniku naszej rozmowy. Wybaczcie, ale chyba pójdę do domu. - powiedziałam i odeszłam smutnie krocząc w stronę miejsca zamieszkania.
- Musimy coś zrobić. - stwierdziła Bella.
- Tylko co? Ta dwójka jest tak niezdecydowana, że już nie mogę. Oboje chcą być razem, ale jak przychodzi co do czego, to albo jedno, albo drugie się sprzeciwia i na tym zazwyczaj się kończy. - oznajmiła Zendaya.
- Tak, ale jeśli teraz nie zareagujemy, to oni chyba na zawsze się na siebie obrażą.
- Dowiedzmy się najpierw o co poszło. Dopiero później zaczniemy działać. - powiedziała Debby.
- Zróbmy tak. Niech przeciwna płeć zadziała na przeciwną. Dziewczyny pójdą do Rossa, a chłopaki do Laury, co wy na to? - spytała Raini.
- Jestem za.
- Ja tez.
- To może się udać.
- Ciekawy pomysł.
- Wchodzę w to. - mówili po kolei.
- A więc uzgodnione. Pamiętajcie, przyjaźń najważniejsza. - skończyła Raini. Po chwili wszyscy byli już w drodze do wybranych osób.
* Oczami Rossa *
Szedłem sobie ścieżką dla pieszych, gdy nagle zza rogu wybiegła, hmm, Ashley? Ciekawe co ona tu robiła, w dodatku sama.
- Hej Ross. - powiedziała z tym swoim sztucznym uśmieszkiem na ustach
- Czego chcesz? - chamsko odparłem.
- A co, to ju nawet cześć nie można sobie powiedzieć? - spytała zdziwiona.
- Nie, nie można. Ponaglam pytanie, czego chcesz? - ponownie spytałem.
- Nic, ale co ty taki smutny jesteś? Zazwyczaj wesoły, miły chłopak, a tu taki oschły i markotny. Czy coś się stało?
- Nie twój interes.
- Ross, mnie możesz zaufać. - na te słowa parsknąłem głębokim śmiechem.
- Ty i zaufanie. Ha. Na pewno się dobrze czujesz? Może idź do lekarza, bo boję się ciebie. - odpowiedziałem żartobliwie.
- No ale o co ci chodzi, ja chciałam ci tylko pomóc, bo wyglądałeś na smutnego, ale jeśli tego nie chcesz, to do widzenia. - powiedziała i już zamierzała odchodzić, gdy nagle chwyciłem ją za rękę.
- Przepraszam, ale przed chwilą miała miejsce dla mnie na prawdę smutna sytuacja, z która nie mogę się pogodzić. - słysząc te słowa stanęła i mnie przytuliła.
- Rozumiem, wiele razy miałam przykre i smutne wydarzenia, ale nie dałam się pogrążyć i zawsze stawałam na nogi, podnosiłam się po przegranej. No opowiedz, co się stało?
- No dobra, skoro jesteś jedyną osobą, która może mnie teraz wysłuchać, to chyba skorzystam z twojej propozycji, a więc. - w tej chwili zacząłem opowiadać. - Trochę mi ulżyło, że w końcu to komuś powiedziałem, więc dzięki.
- Nie ma za co. Wiesz, ja wiem że miedzy nami było jak było, ale to nie znaczy, że już zawsze musimy być wrogami. Jeśli chcesz to pomogę ci zapomnieć o Laurze na tyle, byś ponownie spoglądając jej w oczy, nic nie poczuł, zupełnie nic. Co ty na to? - spytała z nadzieją w głosie.
- Przyjmę twoją ofertę. - odpowiedziałem po krótkiej chwili. Fakt faktem, ale blondynka pierwszy raz była miła. Chyba warto jej zaufać, w końcu mogę wyjść z doła, a to duży sukces. - Tylko co chcesz w zamiar. Z doświadczenia wiem, że bezinteresowność to nie jest twoja cecha.
- Tu się z tobą zgodzę. - zaśmialiśmy się. - Za całą okazałą pomoc, chcę tylko jedno - przyjaźń, nic więcej.
- Ok. - oznajmiłem i przytuliłem blondynkę.
- No dobra. Jutro powiem ci co zrobimy, a na razie idź sobie to spokojnie przemyśl i odpocznij, bo przed nami na prawdę dużo roboty. Nara. - powiedziała na zakończenie naszej rozmowy i odeszła z uśmiechem na ustach. Chwilę się tak jeszcze na nią patrząc, odetchnąłem z ulgą i poszedłem w swoją stronę.
* Oczami Ashley *
A nie mówiłam, że jestem perfekcyjną aktorką i nikt nie jest się w stanie ze mną równać. Zawsze wiedziałam, że jestem najlepsza i nic, ale to absolutnie nic tego nie zmieni. Najbardziej pasjonujące jest jednak to, że nie zniszczę tylko Laury, ale też całą tę paczkę. Rossa wykorzystam i może jak nam wyjdzie, zatrzymam przy sobie. Na razie wracam do domu, bo muszę się trochę ogarnąć i przygotować na jutrzejszy dzień.
* Oczami Raini *
Nie mogłam uwierzyć w to, co przed chwilą miało tutaj miejsce.
- To niemożliwe, żeby Ross rozmawiał normalnie z tą jędzą. - mówiła chcąc przeczyć Bella, jednak z prawdą nie można było walczyć.
- Sama słyszałaś. - powiedziała Debby.
- Najgorsze jest to, że nie wiemy o czym rozmawiali. Informacje dały nam tylko tyle do myślenia, że ona coś knuje. - zauważyła Zendaya.
- No dobra, ale jak on mógł w ogóle spojrzeć tej zdzirze w oczy. Nie pamięta, co ona kiedyś tu wyczyniała. To był istny horror, a teraz jakby nigdy nic, otwarcie z nią rozmawiał. - oznajmiła Bella.
- Boję się tylko, że Ross się jej wygada. Pamiętajcie, że jak go coś dręczy lub boli, to nie kryje tego w sobie, tylko rzuca na światło. - oznajmiłam.
- Myślicie, że to co planują jest wobec Laury? - spytała Zendaya.
- Ja myślę, że ona wykorzysta tylko Rossa po to, by na nas się zemścić i pogrążyć Laurę, by już ostatecznie wygrać tę wojnę. - odpowiedziała Bella.
- Tak czy siak miejmy się teraz na baczności i uważnie obserwujmy przebieg dalszych wydarzeń. - powiedziałam trochę zdenerwowana.
- Oby to nie było nic poważnego. Ona jest zdolna do wszystkiego. - powiedziała Debby.
- Idziemy za Rossem, czy wracamy? - spytała Zendaya.
- Wracamy. - odpowiedziała Bella. - nie ma co z nim teraz rozmawiać, bo nie sądzę, by nam w jakikolwiek sposób teraz to pomogło.
- Lećmy do chłopaków i ani słowa Laurze, póki nie ustalimy co dalej w tej sprawie począć. - oznajmiłam zwieńczając tym faktem rozmowę.
- Dobra. - zgodnie odpowiedziały. Po chwili ruszyłyśmy do domu Laury, by tam spotkać się z wyznaczonymi osobami.
* Oczami Laury *
Już prawie miałam dotknąć dłonią klamki, gdy nagle ujrzałam chłopaków. Ciekawe, po co oni za mną poszli?
- Hej wam. Czy coś się stało? - spytałam troszeczkę zaniepokojona.
- Nie, nic się nie stało. chcemy tylko porozmawiać. - powiedział Joe.
- Ok, a na jaki temat?
- Już ty dobrze wiesz na jaki. - oznajmił Robert.
- Chłopaki, nie chcę o tym rozmawiać, jasne.
- Takiej odpowiedzi nie przyjmujemy do wiadomości. - stwierdził śmiejąc się Roshon.
- No dobra. Co chcecie wiedzieć? - dodałam po krótkiej chwili.
- Wszystko, szczegół po szczególe. - i tak zasiadając na ławeczce, która była w moim ogrodzie, zaczęłam mówić o tym, co kilka minut przedtem miało miejsce.
- Zrozumcie, ja nie chciałam go urazić. Samo tak wyszło. - powiedziałam z wyrzutami sumienia. - Nie sądziłam, że kogoś takiego jak on, tak bardzo to poruszy.
- Ross, to Ross. Wiele tajemnic jeszcze przed nami ukrywa. Nam też wiele razy sprawił wiele zawodów, ale się do tego przyzwyczailiśmy, bo zawsze w jakiś sposób próbował to naprawić. Może i mu nie wychodziło, ale tym że chciał to naprawić zyskał nasze przebaczenie. - oznajmił Calum.
- Co masz na myśli? - spytałam.
- Chyba to, że jeśli nie będziesz nalegać, ale prosto i szczerze załagodzisz to, on zrozumie i już na pewno nie będzie się gniewał. - wytłumaczył Joe.
- Wow? Dzięki za wsparcie i pomoc. To miłe z waszej strony.
- Daj spokój. Jesteśmy drużyną, więc wspieramy się w trudnych chwilach. Po za tym sądzę, że ty tak samo byś nam pomogła w trudnej chwili. - uśmiechnął się do mnie Robert. Nastała cisza.
- Wiecie, nie spodziewałam się, że to akurat wy za mną przyjdziecie. Pewna byłam, że dziewczyny tu się zjawią, a jednak myliłam się i muszę przyznać, że to bardzo dobry pomysł, by przeciwna płeć zadziałała na przeciwną.
- To pomysł Raini. Czasami jak chce, to coś sensownego wymyśli. - zaśmiał się Calum.
- No to my się zbieramy, a ty wypoczywaj. Jutro w szkole czekamy na uśmiechniętą i pełną optymizmu przyjaciółkę. Zgoda? - spytał Roshon.
- Zgoda. Jeszcze raz dzięki. - powiedziałam kończąc rozmowę i po kolei każdego z nich mocno przytuliłam. - Cieszę się, że was mam. Na prawdę. Dzięki wam rozumiem, że przyjaźń jest najważniejsza i do końca życia, zawsze będzie się liczyć.
***
Dzisiaj rozdział o tej wspaniałej przyjaźni, bez której nasze życie prawdopodobnie straciło by sens. Tylko ona się w tym rozdziale liczyła. Zacieśniała swoje więzi i robiła się silniejsza.
A teraz pytanie:
Mylicie, że wspólnymi siłami nasi bohaterowie sprostają wszelkim przeciwnością losu i razem zwalczą zło dobrem?
To taka teza na dzisiejszy dzień, a ja życzę wam, by wasi najbliżsi przyjaciele byli tymi prawdziwymi i nigdy was nie opuścili.
To tyle ode mnie.
Czekam na wasze opinie i komentarze. Kolejny rozdział już niebawem.
Na koniec piosenka: (z Kubusia Puchatka - Bardzo wzruszająca, prosta, a zarazem piękna)
~~ Crystal ~~
Wypowiedź Laury totalnie mnie zamurowała. Ja na prawdę myślałem, że między nami może coś zaistnieć, że będziemy razem, ale ona najwyraźniej tego nie chciała, tylko dlaczego, przecież wcześniej świetnie się dogadywaliśmy, byliśmy ze sobą szczerzy i całkowicie otwarci. Każde znało drugiego, a teraz wychodzi na to, że jednak nic przez ten czas nie wskóraliśmy, skoro trzeba w tej chwili podjąć tak ważną decyzję.
- Lau. - powiedziałem po krótkim namyśle. - Ja nie chcę... - nie dane mi było dokończyć, gdyż szatynka zabrała mi głos.
- Ross, powiedziałam. Albo przyjaciele, albo w ogóle. Wybór należy do ciebie.
- Na prawdę nie chcę wybierać tych opcji, no ale trudno, nie dajesz mi innego wyboru. Skoro nie chcesz spróbować, to ja nie chcę mieć z tobą nic więcej wspólnego niż dalszą współpracę. - powiedziałem ze smutkiem w oczach.
- Co masz na myśli? - niepewnie zapytała.
- To, że nie możemy się dalej przyjaźnić. Skoro ty stawiłaś taki warunek, to ja stawiam taki. Współpraca i partnerowanie, nic więcej.
- Takiej odpowiedzi, przyznam się szczerze, nie spodziewałam, ale to twój wybór i masz pełne prawo go tutaj zaingerować. Zgadzam się, chociaż z bólem, bo liczyłam na przyjaźń. No cóż, było, minęło, zakończone dzieło.
- Zrozum, nie mogę znieść widoku, że ty będziesz z kimś innym, a ja będę mógł się tylko bezczynnie patrzeć i podziwiać jak moja wielka miłość odchodzi.
- Wielka? Nie przesadzasz troszeczkę. Znamy się tak mało, a ty już zrobiłeś plany na przyszłość. - zażartowała sobie.
- Widzę, że ciebie to bawi, ale mnie już nie do końca. Pierwszy raz się zaangażowałem i pierwszy raz dostałem kosza. Wiesz co, miałaś rację. Tacy jak ja powinni zostać kawalerami i do końca podrywać panienki, bo nigdy nie zaznają miłości, ponieważ zawsze będą traktowani jak wyrzutki i rasowi podrywacze. Dzięki, że mi to oznajmiłaś, możesz być z siebie zadowolona. - powiedziałem i odbiegłem jak najdalej od szatynki. Nie chciałem jej już oglądać, nigdy więcej. Już nie jesteśmy przyjaciółmi, tylko zwyczajnymi nastolatkami chodzącymi do tego samego liceum. Jednak i tak przyznam szczerze, zabolało mnie to, bo ktoś komu zaufałem, może i jedynej bliskiej memu sercu osobie, porzucił mnie i olał, nie licząc się ze mną i z moimi uczuciami. Po wszystkich się tego spodziewałem, ale nie po Laurze. Teraz wiem, że to co opowiadał o niej Calum tylko w części było prawdą, bo ona wydaję się, że wszystkich nas oszukała, by pozyskać to, co osiągnąć zamierzała. Nie myśląc już dalej, poszedłem przed siebie.
* Oczami Ashley *
- Ha, ha, ha, ha ha. - cieszyłam się jak głupia. - Mam już wszystko czego mi trzeba. Mój plan już wkrótce wejdzie w decydując fazę, a ja na zawsze pogrożę tę frajerkę, która odebrała mi rolę na zabłyśnięcie w tej szkole. - wypowiedziałam złowieszczo następujące sowa.
- A powiesz nam jak ma wyglądać twój plan? - spytała się Van.
- Oh. - oschle wymamrotałam. - Czy ja za każdym razem muszę wam tłumaczyć to samo?
- Nic nam jeszcze nie mówiłaś, na razie tylko sama ze sobą rozmawiasz, a my, pamiętaj, nie będziemy czekać, aż jaśnie pani wyda swój sekret. - zauważyła Chelsea.
- No dobra i tak musimy już przejść do działania, a więc uwaga. - przerwałam, by wziąć głęboki oddech, po czym powiedziałam. - Ross to najpopularniejszy chłopak w szkole. W tej chwili jest w rozsypce, bo tamta głupia odrzuciła jego zaloty, zresztą widzieliście przed chwilą. Naszym zadaniem jest go pozyskać, później namieszamy mu w głowie, czyli każemy resztę jego paczki odciągnąć od Laury, by na nią się obrazili. W ten sposób uzyskamy czyste pole do jej zniszczenia, a ta zapłakana nie będzie miała wsparcia ani pocieszenia, co doprowadzi ją do całkowitego zniszczenia.
- Podoba mi się to, ale żeby w pełni zadziałało trzeba będzie wielu przygotowań, by wszystko zostało ukończone na czas. - powiedział Zack.
- Ja go przeciągnę, a wy zajmijcie się tym, co trzeba zrobić, by ją pogrążyć w rozsypce. Zrozumiano?
- Tak. - odpowiedzieli chórem.
- Do roboty. Rozejść się. - oznajmiłam i pobiegłam w stronę, w którą poszedł Ross.
* Oczami Laury *
Długo myślałam nad tym co Ross mi powiedział. Mnie to zabolało, ale jego chyba bardziej. Przykro mi było z tego powody, ale nik nie mówił, że prawda nie boli. Po za tym trochę krytyki chyba mu nie zaszkodzi. Chwilę tak jeszcze stojąc patrzyłam się w miejsce, gdzie przed chwilą stał blondyn, aż coś w końcu do mnie dotarło, że Ross cały czas coś do mnie czuł, a ja zamiat odwzajemnić to uczucie, po prostu stchórzyłam i zniszczyłam całą naszą przyjaźń. Źle mi z tym i niestety, ale muszę się kogoś w tej sprawie poradzić.
- Laura, gdzie jest Ross? - spytała Raini, ale widząc mój wzrok sama odpowiedziała sobie na to pytanie.
- Nie zadowolił się z wyniku naszej rozmowy. Wybaczcie, ale chyba pójdę do domu. - powiedziałam i odeszłam smutnie krocząc w stronę miejsca zamieszkania.
- Musimy coś zrobić. - stwierdziła Bella.
- Tylko co? Ta dwójka jest tak niezdecydowana, że już nie mogę. Oboje chcą być razem, ale jak przychodzi co do czego, to albo jedno, albo drugie się sprzeciwia i na tym zazwyczaj się kończy. - oznajmiła Zendaya.
- Tak, ale jeśli teraz nie zareagujemy, to oni chyba na zawsze się na siebie obrażą.
- Dowiedzmy się najpierw o co poszło. Dopiero później zaczniemy działać. - powiedziała Debby.
- Zróbmy tak. Niech przeciwna płeć zadziała na przeciwną. Dziewczyny pójdą do Rossa, a chłopaki do Laury, co wy na to? - spytała Raini.
- Jestem za.
- Ja tez.
- To może się udać.
- Ciekawy pomysł.
- Wchodzę w to. - mówili po kolei.
- A więc uzgodnione. Pamiętajcie, przyjaźń najważniejsza. - skończyła Raini. Po chwili wszyscy byli już w drodze do wybranych osób.
* Oczami Rossa *
Szedłem sobie ścieżką dla pieszych, gdy nagle zza rogu wybiegła, hmm, Ashley? Ciekawe co ona tu robiła, w dodatku sama.
- Hej Ross. - powiedziała z tym swoim sztucznym uśmieszkiem na ustach
- Czego chcesz? - chamsko odparłem.
- A co, to ju nawet cześć nie można sobie powiedzieć? - spytała zdziwiona.
- Nie, nie można. Ponaglam pytanie, czego chcesz? - ponownie spytałem.
- Nic, ale co ty taki smutny jesteś? Zazwyczaj wesoły, miły chłopak, a tu taki oschły i markotny. Czy coś się stało?
- Nie twój interes.
- Ross, mnie możesz zaufać. - na te słowa parsknąłem głębokim śmiechem.
- Ty i zaufanie. Ha. Na pewno się dobrze czujesz? Może idź do lekarza, bo boję się ciebie. - odpowiedziałem żartobliwie.
- No ale o co ci chodzi, ja chciałam ci tylko pomóc, bo wyglądałeś na smutnego, ale jeśli tego nie chcesz, to do widzenia. - powiedziała i już zamierzała odchodzić, gdy nagle chwyciłem ją za rękę.
- Przepraszam, ale przed chwilą miała miejsce dla mnie na prawdę smutna sytuacja, z która nie mogę się pogodzić. - słysząc te słowa stanęła i mnie przytuliła.
- Rozumiem, wiele razy miałam przykre i smutne wydarzenia, ale nie dałam się pogrążyć i zawsze stawałam na nogi, podnosiłam się po przegranej. No opowiedz, co się stało?
- No dobra, skoro jesteś jedyną osobą, która może mnie teraz wysłuchać, to chyba skorzystam z twojej propozycji, a więc. - w tej chwili zacząłem opowiadać. - Trochę mi ulżyło, że w końcu to komuś powiedziałem, więc dzięki.
- Nie ma za co. Wiesz, ja wiem że miedzy nami było jak było, ale to nie znaczy, że już zawsze musimy być wrogami. Jeśli chcesz to pomogę ci zapomnieć o Laurze na tyle, byś ponownie spoglądając jej w oczy, nic nie poczuł, zupełnie nic. Co ty na to? - spytała z nadzieją w głosie.
- Przyjmę twoją ofertę. - odpowiedziałem po krótkiej chwili. Fakt faktem, ale blondynka pierwszy raz była miła. Chyba warto jej zaufać, w końcu mogę wyjść z doła, a to duży sukces. - Tylko co chcesz w zamiar. Z doświadczenia wiem, że bezinteresowność to nie jest twoja cecha.
- Tu się z tobą zgodzę. - zaśmialiśmy się. - Za całą okazałą pomoc, chcę tylko jedno - przyjaźń, nic więcej.
- Ok. - oznajmiłem i przytuliłem blondynkę.
- No dobra. Jutro powiem ci co zrobimy, a na razie idź sobie to spokojnie przemyśl i odpocznij, bo przed nami na prawdę dużo roboty. Nara. - powiedziała na zakończenie naszej rozmowy i odeszła z uśmiechem na ustach. Chwilę się tak jeszcze na nią patrząc, odetchnąłem z ulgą i poszedłem w swoją stronę.
* Oczami Ashley *
A nie mówiłam, że jestem perfekcyjną aktorką i nikt nie jest się w stanie ze mną równać. Zawsze wiedziałam, że jestem najlepsza i nic, ale to absolutnie nic tego nie zmieni. Najbardziej pasjonujące jest jednak to, że nie zniszczę tylko Laury, ale też całą tę paczkę. Rossa wykorzystam i może jak nam wyjdzie, zatrzymam przy sobie. Na razie wracam do domu, bo muszę się trochę ogarnąć i przygotować na jutrzejszy dzień.
* Oczami Raini *
Nie mogłam uwierzyć w to, co przed chwilą miało tutaj miejsce.
- To niemożliwe, żeby Ross rozmawiał normalnie z tą jędzą. - mówiła chcąc przeczyć Bella, jednak z prawdą nie można było walczyć.
- Sama słyszałaś. - powiedziała Debby.
- Najgorsze jest to, że nie wiemy o czym rozmawiali. Informacje dały nam tylko tyle do myślenia, że ona coś knuje. - zauważyła Zendaya.
- No dobra, ale jak on mógł w ogóle spojrzeć tej zdzirze w oczy. Nie pamięta, co ona kiedyś tu wyczyniała. To był istny horror, a teraz jakby nigdy nic, otwarcie z nią rozmawiał. - oznajmiła Bella.
- Boję się tylko, że Ross się jej wygada. Pamiętajcie, że jak go coś dręczy lub boli, to nie kryje tego w sobie, tylko rzuca na światło. - oznajmiłam.
- Myślicie, że to co planują jest wobec Laury? - spytała Zendaya.
- Ja myślę, że ona wykorzysta tylko Rossa po to, by na nas się zemścić i pogrążyć Laurę, by już ostatecznie wygrać tę wojnę. - odpowiedziała Bella.
- Tak czy siak miejmy się teraz na baczności i uważnie obserwujmy przebieg dalszych wydarzeń. - powiedziałam trochę zdenerwowana.
- Oby to nie było nic poważnego. Ona jest zdolna do wszystkiego. - powiedziała Debby.
- Idziemy za Rossem, czy wracamy? - spytała Zendaya.
- Wracamy. - odpowiedziała Bella. - nie ma co z nim teraz rozmawiać, bo nie sądzę, by nam w jakikolwiek sposób teraz to pomogło.
- Lećmy do chłopaków i ani słowa Laurze, póki nie ustalimy co dalej w tej sprawie począć. - oznajmiłam zwieńczając tym faktem rozmowę.
- Dobra. - zgodnie odpowiedziały. Po chwili ruszyłyśmy do domu Laury, by tam spotkać się z wyznaczonymi osobami.
* Oczami Laury *
Już prawie miałam dotknąć dłonią klamki, gdy nagle ujrzałam chłopaków. Ciekawe, po co oni za mną poszli?
- Hej wam. Czy coś się stało? - spytałam troszeczkę zaniepokojona.
- Nie, nic się nie stało. chcemy tylko porozmawiać. - powiedział Joe.
- Ok, a na jaki temat?
- Już ty dobrze wiesz na jaki. - oznajmił Robert.
- Chłopaki, nie chcę o tym rozmawiać, jasne.
- Takiej odpowiedzi nie przyjmujemy do wiadomości. - stwierdził śmiejąc się Roshon.
- No dobra. Co chcecie wiedzieć? - dodałam po krótkiej chwili.
- Wszystko, szczegół po szczególe. - i tak zasiadając na ławeczce, która była w moim ogrodzie, zaczęłam mówić o tym, co kilka minut przedtem miało miejsce.
- Zrozumcie, ja nie chciałam go urazić. Samo tak wyszło. - powiedziałam z wyrzutami sumienia. - Nie sądziłam, że kogoś takiego jak on, tak bardzo to poruszy.
- Ross, to Ross. Wiele tajemnic jeszcze przed nami ukrywa. Nam też wiele razy sprawił wiele zawodów, ale się do tego przyzwyczailiśmy, bo zawsze w jakiś sposób próbował to naprawić. Może i mu nie wychodziło, ale tym że chciał to naprawić zyskał nasze przebaczenie. - oznajmił Calum.
- Co masz na myśli? - spytałam.
- Chyba to, że jeśli nie będziesz nalegać, ale prosto i szczerze załagodzisz to, on zrozumie i już na pewno nie będzie się gniewał. - wytłumaczył Joe.
- Wow? Dzięki za wsparcie i pomoc. To miłe z waszej strony.
- Daj spokój. Jesteśmy drużyną, więc wspieramy się w trudnych chwilach. Po za tym sądzę, że ty tak samo byś nam pomogła w trudnej chwili. - uśmiechnął się do mnie Robert. Nastała cisza.
- Wiecie, nie spodziewałam się, że to akurat wy za mną przyjdziecie. Pewna byłam, że dziewczyny tu się zjawią, a jednak myliłam się i muszę przyznać, że to bardzo dobry pomysł, by przeciwna płeć zadziałała na przeciwną.
- To pomysł Raini. Czasami jak chce, to coś sensownego wymyśli. - zaśmiał się Calum.
- No to my się zbieramy, a ty wypoczywaj. Jutro w szkole czekamy na uśmiechniętą i pełną optymizmu przyjaciółkę. Zgoda? - spytał Roshon.
- Zgoda. Jeszcze raz dzięki. - powiedziałam kończąc rozmowę i po kolei każdego z nich mocno przytuliłam. - Cieszę się, że was mam. Na prawdę. Dzięki wam rozumiem, że przyjaźń jest najważniejsza i do końca życia, zawsze będzie się liczyć.
***
Dzisiaj rozdział o tej wspaniałej przyjaźni, bez której nasze życie prawdopodobnie straciło by sens. Tylko ona się w tym rozdziale liczyła. Zacieśniała swoje więzi i robiła się silniejsza.
A teraz pytanie:
Mylicie, że wspólnymi siłami nasi bohaterowie sprostają wszelkim przeciwnością losu i razem zwalczą zło dobrem?
To taka teza na dzisiejszy dzień, a ja życzę wam, by wasi najbliżsi przyjaciele byli tymi prawdziwymi i nigdy was nie opuścili.
To tyle ode mnie.
Czekam na wasze opinie i komentarze. Kolejny rozdział już niebawem.
Na koniec piosenka: (z Kubusia Puchatka - Bardzo wzruszająca, prosta, a zarazem piękna)
~~ Crystal ~~