~Zapowiedź najnowszego rozdziału~

Na razie nie wiem, czy będzie to rozdział, czy konie opowiadania - epilog?

:"-To wszystko już w najnowszym rozdziale-":

Pojawi się na pewno w niedzielę, bądź poniedziałek (23-24.03.2015)

~~Crystal~~

niedziela, 22 lutego 2015

21.Sekret zostaje wyznany. Część 1

Chwila była dosyć niezręczna. Trzeba było ich w końcu zrozumieć. Nie od tak wyjawia się czyjeś sekrety, nawet te najmroczniejsze i najbardziej przerażające. Mieliśmy też na świadomości, że jej dali swoje słowo, iż nic nie wyjawią, ale niestety nasza wola i presja wywierana na nich, była znacznie większa. A po za tym, to tak czy siak by pękli. Przecież każdy kiedyś musi, nawet pod przymusem, wyjawić prawdę.
- No... ja... no ja nie wiem jak to wam do końca powiedzieć. - czuć było w głosie czarnowłosej taką gorycz i obawę przed gniewem szatynki. Może i tamta nie wyglądała na silną, ale za pewne to i owo potrafiła, więc jej przeczucia mogły być tutaj wskazane.
- W najprostszy sposób. - zaingerowała Bella.
- Dokładnie. - przytaknęła jej Zedndaya. - Pomyśl, że nie robisz nic złego, tylko chcesz komuś pomóc. Jestem pena, że Laura zrobiła by tak. Dlatego uważam, że mieć ci tego nie będzie za złe. Po za tym kto powiedział, że od razu musi się o tym dowiedzieć. - wypowiedziała te słowa z dużą pewnością siebie, ale ja i tak sądzę, że wiele ją to musiało kosztować.
- Najwyżej zwalimy na Zendaya. I tyle, a teraz gadaj. - cicho zaśmiał się Joe.
- Ej, ja tu chyba jestem i nie życzę sobie, byś w ten sposób się o mnie wyrażał. - jaka urażona. Tak na prawdę to był z jej strony sarkazm. Tak, sarkazm. Znam takie słowo. A co? Myśleliście, że tylko oni używają słów zapożyczonych ze słownika?
- Dobra, już się tak nie spinaj, bo ci... - widząc wzrok czarnowłosej, momentalnie skończył. Zendaya była najprawdopodobniej wściekła, ale co ja mogłem o tym wiedzieć. Może tyle, że po tamtych słowach, podeszła do niego i tak mocno kopnęła go w najczulsze miejsce, że Joe nawet nie zawył z bólu. Och to musiało boleć i to nawet bardzo. A my, jak te dzieci, śmiech na sali, euforia i wiwat z okrzykami typu mocniej, jeszcze raz, dołóż mu itp. Ale tak jak wspomniałem, to były tylko powroty do słodkiego i miłego dzieciństwa. Swoje wspominam bardzo dobrze, ale uświadomiłam sobie, że nie o tym powinna być teraz mowa, więc już skończę i dam wreszcie głos Raini i Calumowi.
- Możecie mówić. - ewidentnie Bella dała im pozwolenie, dodając do tego gest rąk. Jakby rozcierała skrzydła, jak jakiś ptak albo lepiej, orzeł. Tylko czy orzeł to nie ptak? Pewnie tak, ale chciałem tu podkreślić znaczenie takiego powiedzonka, którego już oczywiście nie pamiętam. No nic, przypomnę se później.
- Nie spieszy się nam. Możecie dalej robić to, co robiliście, byście tylko odwrócili od nas swoją uwagę. - oznajmił, patrząc się w podłogę, Calum.
- Nie myślcie, że się wywiniecie. - powiedział Robert.
- Dokładnie. - dodała Bella. - A widząc, że macie ogromny problem z wysłowieniem się, stwierdzam jednoznacznie, że nie będą to, nawet w malusieńkim stopniu, pozytywne wiadomości. - widząc ich miny, odpowiedź sama się nasunęła. Ale mimo to, wciąż miałem nadzieję, że nie usłyszymy niczego, co by nam odebrało mowę. Tak to zdanie powinno zabrzmieć u mnie, w moich ustach, ale gdyby powiedział to ktoś, kto wie co mówi, to pewnie ułożył by to zdanie w lepszy sposób. Chyba jednak zapiszę się na dodatkowy angielski i poćwiczę budowę zdań, inaczej będzie kiepsko. No a teraz już ostatecznie daje wam no i nam do zrozumienia, że głos zabiera Raini i Calum.
- No dobra. - po ciszy która nastała, odezwał się Calum. - Ja zacznę, a ty dokończysz. - popatrzył na czarnowłosą. Ta tylko zbawczo oparła czoło o własną dłoń, po czym uklękła i schowała głowę w ramiona. - Było to dosyć dawno, bardzo dawno temu. Tak dawno temu, że nawet ja nie pamiętam, więc na tym musimy kończyć. Dziękuje, dobranoc. - zakończył, spojrzał na nas i już chciał odejść. Właśnie, już, chyba nie myślał, że mu na to pozwolimy.
- A to co miało być? - spytałem kątem oka patrząc na resztę.
- Właśnie. Miałeś nam tu wszystko powiedzieć, a nie cyrk odwalać? - z pretensjami narzuciła się Bella. Wszyscy, prócz Raini, patrzyliśmy na niego. Zaczął się pocić, powoli, lecz skutecznie. Nogi mu drżały, jak Laurze podczas występu na scenie. Zamarł. I gdyby nie czarnowłosa, która nie brała w tym udziału, "zjedlibyśmy go żywcem".
- Calum. Lepiej już nie ściemniajmy. Nalegają, więc im powiedzmy, a Lau, tak jak mówili, będzie musieć to zrozumieć i tyle. - spojrzał na nią, jak by dając sygnał na przejęcie, przez nią, inicjatywy. Odebrała go dobrze, bo zaczęła mówić.
- Gdy pierwszy raz spotkaliśmy Laurę, w pierwszej klasie podstawówki, mogliśmy śmiało nie wierzyć w jej teraźniejsze zachowanie. Wtedy była to zupełnie inna osoba. Owszem, miła, przyjacielska, szczera, dobra, pomocna, wrażliwa, piękna. - tutaj lekki śmieszek mówiącej. Był zaraźliwy, bo i na moje usta wtargnął pozytywny uśmiech. - Ale także po za tym, to zakręcona, lekko szalona, zabawna, sympatyczna, taka luźna, rozgadana, nie przejmująca się niczym. Nikt jej wtedy nie był w stanie popsuć humoru, nawet najgorszy wróg. Tak jak każdemu z nas ktoś dokucza i jest to uciążliwe, to u niej albo na niej nie robiło to absolutnie żadnego wrażenia. Powiem więcej, z każdego słowa czerpała radość, każde słowo była w stanie przyjąć i się nie załamać. Była po prostu wielka, do końca. Ale, gdy tylko opuściliśmy szkołę i weszliśmy w sfery wyższe, coś się zepsuło. - tutaj na chwilę zamilkła. - Zapomniałam dodać, że wtedy z Calumem nie byliśmy, aż tak energiczni jak teraz. Cholernie, zwłaszcza ja, baliśmy się świata. Kto wie, gdyby nie pomoc Lau, to może teraz nie bylibyśmy tym, kim jesteśmy. I to jest najważniejsza rzecz, jaką ona dla nas zrobiła. A ja zawsze to, w niej najbardziej kochałam. - i zakończyła, no nie można powiedzieć, że historię, może jeden etap. Miała dalszy problem z mówieniem. Popatrzyła na nas, to znów opadła. Najwyraźniej nie chciała już zabierać głosu. No, ale jak nie ona, to kto?
- To teraz ja przejmę stery. - za chrząknął Calum, na znak, byśmy spojrzeli w jego stronę. - Jak skończyliśmy podstawówkę, razem poszliśmy dalej. Pierwsza klasa ponownie mogła się wydawać początkiem czegoś nowego, ale niestety była to zapowiedź "ciszy przed burzą". Na samym wejściu, już pierwszego dnia stało się coś potwornego. - na chwilę zaprzestaliśmy jednocześnie mówić i słuchać, gdyż usłyszeliśmy szloch czarnowłosej. Wiedziała, co się teraz wydarzy, więc ta reakcja nie była zaskoczeniem, ale nas i tak mocno zmartwiła.
 - Spokojnie, przeżyje. - schowała gdzieś swój wzrok, przecierając chustką oczy. Widać jednak było pojedyncze kropelki, które spływały po policzkach i cichutko uderzały o podłogę.
- A więc powracając, to była to potworna rzecz. Od razu chcę dodać, że Raini nie zapłakała, z powodu tamtejszej sytuacj, tylko z tego jak wtedy się oboje zachowaliśmy. Otóż szliśmy razem z Laurą przez korytarz. Było to nowe miejsce, więc nikogo jeszcze nie znaliśmy, ale znając szatynkę, jeszcze wtedy, wiedzieliśmy, że ta sytuacja szybko się zmieni. Wszystko zaczęło się od głupiego żartu. Jeden z tutejszych chuliganów, chciał sobie zażartować. Wg mnie było to mocne przereklamowanie tego słowa, ale jego zdanie było w tym przypadku inne. Otóż ta osoba najwidoczniej w świecie nawoskowała i to porządnie podłogę w wyznaczonym miejscu. Czekali pewnie, aż jacyś frajerzy w to wejdą i wywinął orła. Niestety, ale padło na nas, a dokładniej Laurę. Wszyscy w tym utkwiliśmy, jednak przez naszą nieporadność i lęk przed wyśmianiem, tylko Lau ucierpiała. Przez przypadek, nie specjalnie, Raini ją popchnęła, ratując się przy tym przed upadkiem. Odpychając się od niej, skierowała nas w stronę szafki i w ten sposób uratowała nas przed kompromitacją. Ale co z Laurą? No właśnie, co? Na nieszczęście i zrządzenie losu, tak się wywróciła, że wpadła na tutejszą primadonnę, oblewając ją przy tym sokiem. Niestety, ale jakby tego było mało, po odepchnięciu przez żmiję, poleciała prościutko w stronę gabinetu dyrektora, z którego jak na złość i do tego z ogromną blachą tortu, wychodziła jedna z nauczycielek. Za pewne miał on pójść na zabawę, która miała zostać zorganizowana dla grona pedagogicznego, bo rozpoczęciu roku. Niestety, ale był to tylko czas przeszły. niedokonany. Bo jak sami się domyślacie, Lau w to poleciała, wywracając się od razu na ziemię. Nawet nie wiecie jak wtedy upokarzająco wyglądała. A my jej nie pomogliśmy, co więcej zaczęliśmy się śmiać, próbując wpasować się w otoczenie. Żadne z nas w tej chwili nie myślało o szatynce i to był błąd, największy na świecie błąd. - zakończył, by na chwilę zastanowić się nad ciągiem dalszym, już o wiele trudniejszym. Miał szczęście, bo wyręczyła go w tym Raini.
- Po tym zajściu Laura doznała szoku. - powiedziała, znowu rojąc łzy. - Patrzyła się na nas i co sobie mogła pomyśleć. Nikt jej nie pomógł, nikt, a najgorsze było to, że filmik z tym materiałem trafił do internetu. To był poważny cios dla niej. Załamała się. Dopiero wieczorem się z nią spotkaliśmy, gdyż po zakończeniu wprowadzenia, udaliśmy się tak jak większość na boisko, by oglądać mecz towarzyszki między tam jakimiś drużynami. Gdy weszliśmy do jej domu, w miłym nastroju i z uśmiechem na utach, mając także pretensje, że szatynka na opuściła, ale poniekąd ją rozumiejąc, doznaliśmy szoku. W domu była tylko ona, lecz nie tak jak wcześniej, wesoła i miła, tylko przerażona i zła. To co wtedy nam uświadomiła, nie zmieniło tylko jej, ale też nas. Kazała nam się wynosić, wcześniej pokazując niemiły jej zdaniem filmik. Było nam przykro, ale te słowa były dla niej śmiechem, bo miała rację, to była nasza wina. A w następnych dniach było już tylko gorzej. Do końca klasy drugiej, dołączyliśmy do tutejszej grupy bez laury, którą opuściliśmy po tamtejszym zajściu. Powiedzcie, czy tak zachowują się prawdziwi przyjaciele, tak podle i nieczule? - zaczęła już wyć. Schowała twarz w ręce i ułożyła je na mokrych już kolanach.
- Opuściliśmy ją w najważniejszym dla niej momencie.  - kontynuował Calum. - Poszliśmy w gadżety, sławę, rozgłos, jednym słowem zostaliśmy przekupieni, a najgorsze było to, że dokuczaliśmy dawnej przyjaciółce. Zaczęło się najprawdziwsze piekło. Laura była upokarzana za każdym razem. Niszczenie jej rzeczy, oblewanie wodą, czasami nawet jakimiś lepkimi smarami, zabieranie ubrań na w-f, podmienianie jej wszystkiego, kłamanie na jej niekorzyść i codzienne szykowanie oraz obrażanie, to były lekkie grzechy. Cięższe są już nie do przetrawienia. Zaczęło się niewinnie, a skończyło tragicznie. Zaczęliśmy dalej kręcić kompromitujące ją filmiki, a mówiąc my, mam głównie na myśli Sarę i Bonnie, które były na czele szkoły, przynajmniej w części uczniowskiej. To co wyprawiały nie mieściło się w głowie. Zaczęły robić jej spłuczki, gdy Laura udała się do toalety. Było ich więcej, bo czasami doszły do nich inne debilki. Nie miała szans, a... - i tu musiał przerwać, gdyż ewidentnie Raini musiała to sama powiedzieć.
- Ja stałam gdzieś z brzegu i to obserwowałam, nie reagując przy tym. - znowu wybuchnęła. Teraz na prawdę płakała. Bella do niej chciała podejść, jako jedyna z san, lecz nie mieściło jej się w głowie, jak można było potraktować tak najlepszą przyjaciółkę. Sam byłem w niezłym szoku, a przecież nawet nie usłyszałem tych najgorszych wiadomości.
- Raini nie była jedyną winną, moja też w tym głowa. Z mojej przyczyny, Laura została upokorzona publicznie, na lekcji, przez radiowęzeł, z którego padały ośmieszające słowa na jej temat. A wszystko prze zemnie, bo wyjawiłem to tym kretynom, a oni to perfidnie wykorzystali. Od tamtego momentu, ten temat, nawet pod wskóraniem czegoś przez nauczycieli, nie ustawał, a Laura popadała w coraz większą depresję. Płakała, nie miała sił do walki, była na przegranej pozycji. A szczytem było już to, co raz miało miejsce na boisku szkolnym po lekcjach. Otóż była to zemsta za oblanie wtedy Lau sokiem. Naszym zadaniem było sprowadzenie tam Laury. Myśleliśmy, że nam się to nie uda, jednak pod przyrzeczeniem, że chcemy prosić Lau o wybaczenie, przystała na naszą prośbę. Gdybyśmy nie byli wtedy zaślepieni i tak bardzo głupi, to może ta sytuacja nie miała by miejsca. Gdy przyszła na spotkanie, podeszła do nas i chciała wysłuchać, co mamy je do powiedzenia. Nie bardzo wiedzieliśmy co robić, więc postanowiliśmy ją przeprosić, jednak ktoś nas wyprzedził. Zza budynku wyleciały te dwie i tacy tam gapowicze, a tuż za nimi dwóch największych łotrów ze szkoły. Byli to ćpuni, narkomani, alkoholicy i damscy bokserzy od tamtej pory. Nie jest dziwne, że tacy debile jeszcze do tej szkoły chodzili, ale to, że nikt nic z nimi nie robił, mogło się wydawać trochę podejrzane. Ale wracając, cicho zakradli się do Laury. Ta nie wiedziała, że się zbliżają, ponieważ zaczęliśmy do niej mówić takie tam głupoty, by po prostu czymś zająć. Nie spodziewając się nagłego uderzenia, stała i powoli zaczęła się uśmiechać. Aż tu nagle dostała z jakiegoś narzędzia w tył głowy. Nie z całych sił, by się wykrwawiła, ale był to potężny cios. Po tym zajściu, kazali nam się odsunąć, by po chwili torturować szatynkę. Bili ją i kopali, a wszystko filmowała ta jędza. Następnie było już tylko gorzej. - tu zaczął drgać mu głos. - Oni... oni... chcieli ją zgwałcić!
***
Moi drodzy czytelnicy. Jeżeli myślicie, że już najgorsze minęło, to się mocno zdziwicie. To dopiero początek. A na koniec pytanie, czy doszło do zgwałcenia, czy nie?
"Pewna niepewność" - to tytuł który pasuje do zakończenia. Myślimy, że wiemy wszystko, a tak na prawdę wszystko, czyli nic. Co się tam dalej wydarzy? To pytanie będzie jak na razie bez odpowiedzi mojej, bo wy sami możecie sobie na nie odpowiedzieć. Jeżeli oczywiście chcecie.
Rozdział rozbijam na dwie części, bo po prostu nie jestem w stanie tej historii opowiedzieć w jednym poście, więc wybaczcie.
Czekam na komentarze! Na koniec piosenka:

"Rihanna - Unfaithfu"


~~Crystal~~

niedziela, 15 lutego 2015

20. Czy mogę jeszcze liczyć na wasze wsparcie? Tego się nie spodziewałem!

Stałem tak na scenie kompletnie zmieszany. Nie wiedziałem co robić. Najgorsze, że wszystko miało miejsce na oczach szatynki. Rajciu, ale wtopa! Przecież ona mi nigdy tego nie daruje. Ja... ja chciałem tylko wzbudzić w niej zazdrość, pożądanie, zobaczyć, czy jej na mnie zależy, czy na prawdę coś czuje, czy wtedy kłamała? A wyszło? No co tu ukrywać... beznadziejnie. Jak Ashley mogła to zrobić? Na pewno nie był to przypadek, a co jeśli to była jakaś intryga, co wtedy? Czy to jest już mój koniec? A jeszcze niedawno temu razem z chłopakami gadaliśmy normalnie, mieliśmy plan i to nie byle jaki, tylko super ekstra, a teraz? Teraz jest nic, a dla mnie najgorsze jest to, że kompletnie nie wiem co zrobić. Co gorsza, boję się, że to nie odbije się tylko na mnie i Laurze, ale też na przyjaźni z resztą paczki. Chyba, że się mylę, ale ciężko jest mi w to wierzyć, zwłaszcza, że wcześniej nie byłem w stosunku do nich fer.
Łapiąc myśli, główkując jak wyjść z tej dziwnej sytuacji, z całej siły odepchnąłem te zdzirę, tak zdzirę, od siebie. Kogoś kto się tak zachowuje, a już tym bardziej puszcza się na okrągło, inaczej się nie traktuje, prawda?
- Lau? - popatrzyłem niepewnie na szatynkę. - Lau, proszę powiedz coś? - pytałem z nadzieją w głosie. Moja mina była coraz bardziej smutniejsza. Zresztą mina mojej towarzyszki niczym się nie różniła. Może po za tym, że widać było u niej na twarzy ogromny znak zapytania oznaczający za pewne zakłopotanie. Z jej ust słowa wychodziły same i były tak donośne, że słyszałem je w swoich myślach. Niemożliwe, prawda? - Lau? - ostatni raz się odezwałem, więcej już nie było po co, gdyż szatynka zeszła ze sceny i pobiegła daleko w siną dal. Chciałem pobiec za nią, ale drogę zablokowała mi zarówno Zandaya, jak i Bella. Przecząco kiwały głowami, że to nie najlepszy moment na to, żebym się tłumaczył. Mają rację, powinienem dać jej czas. Po za tym, co ja jej bym powiedział. Trzeba to na spokojnie przemyśleć i wtedy podjąć jakąś decyzję, tylko czy ona będzie chciała mnie jeszcze słuchać?
Ah, tyle pytań w głowie i zero odpowiedzi. Miałem ogromny mętlik w głowie. Po chwili spojrzałem na wyrazy twarzy przyjaciół. Każdy pożerał mnie wzrokiem. Dziewczyny chciały zrozumieć, nawet z trudem, ale chłopacy po tamtejszej rozmowie pytali się, dlaczego, Ross, dlaczego?
*Oczami Laury*
Biegłam tak szybko, ile miałam sił w nogach, przed siebie po prostu. Dlaczego uciekałam? Dobre pytanie. Czyżby, aż tak poruszył mnie ten pocałunek? Czy aby na pewno o to chodziło, o nic więcej? A może poczułam kłucie w sercu, widząc Rossa z kimś innym? Wciąż mi to nie dawało spokoju. Przecież nie byliśmy razem, więc mógł se robić, co chciał? Tylko dlaczego z nią, dlaczego? To słowa było jedynym na pytanie tego typu, więc innego nie będzie sensu używać. Dlaczego Ross? Czyżbyś co przerwę biegał do niej i się z nią spouchwalał?
Z myśli wyrwał mnie głos Raini, która najwidoczniej pobiegła za nią. Dobrze jest mieć taką osobę, z którą będzie sobie można porozmawiać, wyżalić się i zwierzyć z codziennych trudności. Ale dzisiaj taka osoba jest mi kompletnie nie potrzebna. Mimo, że czarnowłosa jest moją najlepszą przyjaciółką, to i tak sądzę, że lepiej byłoby mnie zostawić dzisiaj samo, a jutro wspierać i wygłaszać swoje rację. Tak o to by było najlepiej, ale? No właśnie jest jedno "ale", a mianowicie to, że przyjaciele pozostają na zawsze, a ci prawdziwi nie opuszczą cię nigdy, zwłaszcza w tak trudnej sytuacji. Wiem też, że każda inna z dziewczyn by to dla mnie zrobiła, ale lepiej by poszła jedna, niż całą grupą. Potrzebna mi jest teraz rozmowa w cztery oczy, tylko w cztery oczy.
- Laura, czekaj! - krzyczała goniąca mnie Raini. Nie była w stanie mnie dogonić. Za szybko biegłam i tyle. Po chwili na jej słowa się zatrzymałam. Miałam pewne obawy, by jednak pobiec dalej, ale coś chciało, bym jej wysłuchała. - Nareszcie! Myślałam, że cię nie dogonię. - oznajmiła łapiąc oddech. Spojrzała mi w oczy, w których nie trudno było zauważyć "potok" łez. - Oj Laura. - powiedziała ściskając wargi. Nie mając pewnie pomysłu na rozpoczęcie rozmowy, podeszła do mnie i mocno przytuliła. Tak, tego teraz najbardziej potrzebowałam. Wsparcia na duchu, najlepiej bliskiej mi osoby.
- O tak. Doskonale. Mogłabyś robić to częściej. - myślałam, chowając coraz to bardziej głowę w ramiona czarnowłosej. Tylko dlaczego ja płakałam tak z powodu Rossa, dlaczego?
- Lau, w porządku? - troskliwie spytała przyciskając do siebie.
- Nie. Nic nie jest w porządku. - odchrząknęłam. - Ale trzeba iść na przód, bacząc przy tym na wszystkie przeszkody. - na te słowa się do mnie uśmiechnęła.
- Pamiętaj, że ja, a raczej my wszyscy cię wspieramy i zawsze możesz na nas liczyć, nawet w najtrudniejszej sytuacji. Rozumiem, że jest ci przykro, że ci źle, ale nie rozumiem dlaczego cię to tak poruszyło? Przecież powiedziałaś, że nie ma sensu, byście byli razem. Dlatego o to pytam? Czyżbyś wciąż coś do niego czuła? - spytała z nadzieją w głosie.
- Ja, ja nie wiem. - odpowiedziałam zdenerwowana. - Co ja mam ci powiedzieć niby?
- Prawdę! - wtrąciła się, podnosząc głos. - Laura! Ja nie będę teraz taką przyjaciółeczką co wspiera i pomaga, dodaje słów otuchy i w ogóle. Dziewczyno, weź się w końcu zdecyduj! Skoro chcesz z nim być to walcz o niego, a nie mi się tutaj rozklejasz. Nie chcę nic mówić, ale mocno przyczyniłaś się do zaistniałej sytuacji, więc ponieść tego konsekwencje, inaczej dalej pozostaniesz tą nieśmiałą i zagubioną dziewczyną z Londynu! - chciała wzbudzić we mnie gniew. Udało jej się. Wybuchłam niczym proca. Oburzyły mnie te słowa. Gdybym jej nie znała, to najprawdopodobniej bym się na nią obraziła. Ale trzeba przyznać, że wytrwałości nie można jej odmówić. Gdybym ja musiała wspierać tak ją, pewnie już bym sobie odpuściła, ale ona. Raini jest zupełnie inna. Stanowcza, konsekwentna, wyluzowana i taka pełna optymizmu. Kompletne przeciwieństwo mnie. Zagubionej, wrażliwej, nieułożonej i nieszczęśliwej, tak właśnie takiej. To cała ja. Beznadzieja w pięciu literach, w jednym prostym słowie.
- Nie krzycz na mnie! Spróbuj mnie zrozumieć! - gubiłam się sama w tym co mówię. Co chwila powtarzałam tę samą wypowiedź. Nie byłam w stanie nic nowego wymyślić. Nic, a nic, kompletnie nic, a przecież chciałam się zmienić. Chciałam na nowo poznać świat, być lepszą, odważniejszą, a tu proszę. Przygniotła mnie taka sytuacja, jak dziecko, małe dziecko.
- Właśnie w ogóle cię nie rozumiem, więc jeszcze raz powiem. Albo się weźmiesz do cholery w garść, albo nic z tego nie będzie. Zrozumiałaś? - pytała. Spojrzałam na nią. Nic nie zdołałam z siebie wydusić. Byłam taka zagubiona. Rzuciłam jej przewlekłe spojrzenie i odeszłam dając wyraźnie do myślenia, że chcę pobyć sama.
*Oczami Rossa*
Nie wiedziałem kompletnie co robić. Byłem jak piesek, który właśnie zgubił trop. W tym przypadku chodziło o dalszą drogę, właśnie i co teraz? Czy mogę jeszcze liczyć na wsparcie przyjaciół? Czy oni będą w stanie mnie zrozumieć, wybaczyć i pomóc? Czy są to prawdziwi przyjaciele, czy może nie? No niech ktoś odpowie mi na te pytania, ktokolwiek. Błagam, proszę!
- Kochani? - zwróciłem się do tej garstki, która tu jeszcze została, za pewne żądając wyjaśnień.
- Ross, ja staram się zrozumieć wiele rzeczy, ale to? To jest przegięcie stary. Jak mogłeś? - mówił Calum. - Jeszcze niedawno dałeś nam do myślenia, że przystałeś na naszą propozycję i, że chcesz to zrobić, a ty? Zachowałeś się nie tylko fer wobec Laury, ale też wobec nas i tego nie jestem ci w stanie wybaczyć. Wydaje mi się, że ta rozmowa nie ma sensu, więc chodźmy. - zwrócił się do pozostałych. Chcieli odejść, lecz ja nie mogłem im na to pozwolić. Gdybym ich teraz puścił, to jutro już nas by nie było.
- Dajcie mi to wyjaśnić, proszę? - spytałem wybiegając przed nich.
- A co ty chcesz wyjaśniać? - zareagowała gwałtownie Zandaya.
- Może to, że lubisz inne albo masz wielkie ochoty na łamanie czyichś serc na scenie. - dodała Bella. - Tak w tobie zakochana, po uszy w dodatku czekała na ten moment, a ty zmarnowałeś wszystko. Rozumiesz, wszystko. - ostatnie słowo dosyć mocno zaakcentowała, jakby chciała mi dać do myślenia, że spieprzyłem to.
- Poczekaj, kogo miałaś na myśli?
- Co kogo? - zapytała ze zdziwieniem, lecz coś podejrzewała. Chyba prze przypadek się wygadała. Dobrze dla mnie, ale źle dla nich, och tak, źle.
- Pytam się, kogo miałaś na myśli, mówiąc, że zacytuje "tak w tobie zakochana, po uszy w dodatku czekała na ten moment, a ty..." i tu resztę znacie. No kogo, chyba nie Laurę. - lekko się uśmiechnąłem.
- Co? - powiedziała, niewiarygodnie długo przedłużając dwuliterowe słowo. Tego typu zagrywki zwykle wykonywała Raini, ale skoro jej nie było, to nie będę się mieszał, ok.
- Dobra Bell, nie kłammy. Powiedzmy o kogo chodzi. - odezwał się "głos rozsądku", czyli Robert.
- Tak, chodziło o Laurę. Błagam nie mów, że dowiedziałeś się tego od nas, bo ona nam tego nie daruje. - już chciałem jej odpowiedzieć, gdy nagle w naszą rozmowę wtargnął zupełnie obcy, to za dużo powiedziane, bardziej nieobecny głos, który należał do Raini.
- Nie będzie musiał tego robić Bella. Gadałam z Laurą i muszę przyznać, że nie była to rozmowa, z której byłabym zadowolona. Troszeczkę to spaprałam, ale mówi się trudno. - patrzyliśmy na nią z ciekawością. Nie z tego, że coś tam mówiła, to było nie istotne. każdego z nas bardziej interesowało to, o czym one sobie gadały.
- No to o czym debatowałyście, że się tak wyrażę? - spytałem.
- Debatowałyście? - odpowiedziała ze zdziwieniem. - Ross, co to za określenie. Używałeś kiedyś słownika, czy co.
- Ale o co ci chodzi. - zareagowałem nerwowo.
- O to, że... to nie jest teraz najważniejsze. Później ci udziela lekcji na temat wypowiadania się z określonymi słowami np: o stosowności wypowiedzi.
- Poczekaj, ty mi nic nie będziesz wyjaśniać. Ledwo co masz czwórę z anglika, więc sobie odpuść, ok.
- Przynajmniej mam się czym chwalić w porównaniu do ciebie. - powoli zaczęła wchodzić w kłótnie ze mną. gdyby nie ktoś rozsądny, to na łagodnych słowach, by się to nie skończyło.
- Przestańcie do cholery. Już. - wtrącił się Calum. Oboje na niego spojrzeliśmy. Skąd u niego tyle powagi, przecież zawsze się wydurniał, a tu proszę. Czyżby wydoroślał? - Wrócicie do tego później, a teraz Raini powiedz o czym tam mówiliście, bo mam już na prawdę serdecznie dosyć wysłuchiwać tego toczka w toczkę, ok. - kiwnęliśmy głowami twierdząco. Przeprosiłem Raini za swoje uwagi, a ona powiedziała że trochę ją poniosło. No wg mnie nie trochę, ale dobra. Nie będę się już czepiać.
- Wracając, to na początku ją tak wsparłam dobrym słowem, przytuliłam i wszystko fantastycznie, gdyby nie to, że ten płacz i ta zła energia tak mnie denerwowały, że wybuchłam. No musiałam po prostu na nią nawrzeszczeć, by w końcu coś zrozumiała. Laura nie może cały czas robić za kozła ofiarnego, bo inaczej nigdy nie przezwycięży lęku, niewiadomo też przed czym. - oznajmiła ponownie zdenerwowana. Było widać na jej twarzy smutek. Wiedziała, że zrobiła źle tak traktując szatynkę, ale innej opcji nie było, nie było.
- Co masz na myśli? - spytałem spoglądając na nią.
- To, że Laura za dużo się obawia. Skoro coś do ciebie czuję, to niech zawalczy o to, a nie się poddaje. Tym, że uciekła to właśnie pokazała. Jestem pena, że ta kretynka jutro nie da jej spokoju, a ja boję się, że ją to pogłębi. Może i nie wiecie, ale w poprzedniej szkole, mimo wsparciu mojego i Caluma, Lau nie najlepiej sobie radziła. - tutaj przerwała. Niełatwo było mówić o takich szczegółach. Czasami nasz grupa próbowała robić sobie wieczorki, gdzie gadaliśmy o swoim życiu, wydarzeniach z przeszłości, z szarej codzienności, ale Laura niechętnie w nich brała udział. Zwykle nie zabierała głosu. Grała minę do złej gry, a tu proszę? Spodziewałem się, że mogło być ciężko, ale nie, że aż tak. To co Raini wraz z Calumem nam wyjawili, przeszło nasze najśmielsze oczekiwania, a przecież trzeba było wziąć pod uwagę to, że nie wiedzieli wszystkiego o szatynce. Najprawdopodobniej dlatego, że Lau nigdy w pełni nie była z nimi szczera i to był największy błąd.
***
A się rozpisałam w końcówce! Gdyby nie późna pora, to może bym coś jeszcze napisała, ale przyznajcie, że to odpowiedni moment na koniec, prawda?
Zamiast dzisiaj, dopiero za tydzień dowiecie się, co Laura przeżywała w poprzedniej szkole. Uwierzcie mi, to było prawdziwe piekło, ale więcej o tym w kolejnym rozdziale.
Mam nadzieję, że to was zaciekawi i, że z niecierpliwością będziecie czekać na next.
To tyle ode mnie.
 Na koniec dodam, że kocham psy i koty, może bardziej psy, z którym dzisiaj spędziłam cały dzień. Może i nie był to mój pupilek, ale i tak wspaniale się bawiłam.
To tak informacja. Nie musicie jej czytać, chociaż dziwne, że piszę to dopiero pod nią, ale już trudno.
Wspaniała piosenka o miłości i niespełnionych marzeniach. Posłuchajcie jej, bo na prawdę warto:

Christina Aguilera - "Hurt"


~~Crystal~~

niedziela, 8 lutego 2015

19.Fakt faktem, ale ja bym ci tego nie zrobiła!

*Oczami Laury*
Obudziłam się dosyć wcześnie rano z uśmiechem na twarzy. Zjadłam szybkie śniadanie, poszłam do łazienki i na chwile zniknęłam, by zająć się swoim wizerunkiem. Nałożyłam lekki makijaż, po czym udałam się do pokoju, by wybrać odpowiedni strój na dzisiejszy, jeszcze nie wiedziałam, że nie tak bardzo udany, dzień.
- To ja lecę! Pa! - krzyknęłam na do widzenia i wyszłam prawie trzaskając drzwiami. Czemu tak szybko? Dlaczego się cieszyłam? Sama nie wiem. To co miało miejsce wczoraj, chciałam jak najszybciej zostawić za sobą. Skupię się na tym co jest tu i teraz. Mam nadzieję, że blondyn przemyślał tę sprawę i mi wybaczy. Chcę się z nim przyjaźnić, bardzo. Może i skłamałam, że nic do niego nie czuję, ale w tamtej chwili miałam mieszane uczucia. Czasami się zastanawiam, czy jakbym się zgodziła i przystała na jego prośbę, to może było mi lepiej. Ale z drugiej strony co ja tak na prawdę czułam? Znamy się od niedawna. Nie wierzę w miłość od pierwszego wejrzenia, jeśli to nasze zauroczenie można tak nazwać. A po za tym jaką miałam pewność, że Rossowi się nie odwidzi. Zmieniał kobiety jak rękawiczki, więc moje obawy były stosowne, ale jak na to popatrzeć z tej lepszej strony, to to tylko przypuszczenia, a ja wszystko zepsułam i muszę teraz pojąć wszystkie tego konsekwencje.
Tak o to rozmyślając, stanęłam przed gmachem budynku. Mina troszeczkę mi zrzedła. Bałam się cholernie, ale "raz kozie śmierć". Wkroczyłam do holu i ujrzałam tłum uczniów krzątających się to w lewo, to w prawo w poszukiwaniu... szczęścia. Niestety, ale Rossa nie było. Po chwili ujrzałam znajome twarze. Podbiegłam do nich i spytałam:
- Hej, widzieliście Rossa?
- O hej. Niestety nie. - odpowiedziała ciesząc się, to pozyskując zakłopotaną minę, Raini.
- Czy coś się stało? - zapytałam widząc obraz jej twarzy.
- Nie. - przedłużyła słowo. - Mam taką minę, bo odwiedza mnie kuzynostwo i wczoraj się dowiedziałam, że będą spali u mnie w pokoju, więc wiesz. - strasznie pomieszana ta wypowiedź. Chyba nie powiedziała prawdy.
- Jak chcesz to możesz na ten czas spać u mnie? - wtrącił się Calum. Czarnowłosa odwróciła się w jego stronę z rozgniewanym wyrazem twarzy
- Nie, dziękuje. - powiedziała przecząc głową. Jej wzrok utkwił w sylwetce rudowłosego.
- Ok. - te słowa były zwieńczeniem tego zajścia. I niech tak pozostanie.
- Widzieliście Rossa? - zwróciłam się w stronę pozostałych przyjaciół.
- Nie. - każdy udzielał tej odpowiedzi.
- No trudno. -  spuściłam głowę. Byłam zawiedziona. - Za chwilę lekcja, więc pójdę jeszcze do szafki. Poczekajcie na mnie, ok.
- Ok. - oznajmiła za wszystkich Raini. Po tym słowie odeszłam w stronę wcześniej wypowiedzianej rzeczy.
*Oczami Raini*
- Prawie nas nakryła. - mówiła zdenerwowana.
- Dziwisz się. - odpowiedział jej Calum. - Jakbyś tak nie zmyślała, to nie byłoby tych podejrzeń, a tak sama widzisz. - spojrzałam na niego błagalnie.
- Mam ogromną cierpliwość, ciekawą osobowość, ale też wielką ochotę na to, by przyłożyć ci w ten kaczy łeb. - wypowiedziałam złowrogo. Żarty żartami, ale ten koleś przesadza. I pomyśleć, że byłam nim zauroczona.
- Spokój. - wtrąciła się Zendaya.
- Wiecie... cały czas myślę, by jednak jej o tym powiedzieć. Nie sądzicie, że powinna znać prawdę, nawet tę najgorszą? - zauważył Robert.
- Rob, rozmawialiśmy już o tym. Tak będzie najlepiej. Nie robimy źle. Pamiętaj. - odpowiedziała mu Bella. Po chwili go przytuliła. - To dla jej dobra.
- Wcześniej już ustaliliśmy, że tak będzie najlepiej, więc przy tym pozostańmy, a teraz lepiej skupmy się na Ashley. Trzeba na nią uważać. - powiedziała Zendaya.
- No dobra. - poprawił się humor Robertowi. Akurat szła w naszą stronę powracająca Laura. Dobrze, że nie słyszała tej rozmowy. I tak ma sporo problemów, lepiej jej nie martwić. A może mylimy się. Może rzeczywiście Ross pozostał sobą i nie dał się omamić. Cóż, miejmy takie nadzieję.
*Oczami Laury*
Nie będę się już wypytywać, ale było widać, że zakończyli jakąś rozmowę, pewnie dotyczącą mnie i Rossa. Nie chciałabym, by się w to mieszali, ale to w końcu nasi przyjaciele, więc pewnie zrobiłabym to samo na ich miejscu.
W całej szkole rozbrzmiał donośny dźwięk dzwonka. Czekaliśmy po salą na nauczyciela. Może i nie byłoby to, aż tak ważne, gdyby nie fakt, iż z nadzieją w sercu oczekiwałam blondyna, ale ten się nie pojawił. Weszliśmy do klasy. Usiadłam koło Raini. Już miała zostać sprawdzana obecność, gdy u progu drzwi pojawił się wyczekiwany gość. Przeprosił za spóźnienie i usiadł koło Caluma w ogóle mnie nie zauważając. Co więcej, na przerwach krótko z nami przebywał, bo cały czas gdzieś latał, to w dodatku ani razu ze mną nie porozmawiał. Ba ani razu na mnie nie spojrzał. Rozumiem, że był urażony, ale no bądźmy cywilizowanymi ludźmi. Takie zachowanie, tutaj przy nas. Coś się musiało kręcić i niestety, ale miałam rację. Może uda nam się to jakoś wyjaśnić na dzisiejszej próbie. Mam nadzieję, że jakoś się z tym uporamy, bo inaczej wspólna gra nie będzie, aż taka łatwa. A przecież czeka nas scena gdzie będziemy mieli się namiętnie całować. I jak tu niby zagrać? Ross pewnie powie coś na mnie, ja się obraże i tak to będzie wyglądać. - Trzeba będzie zmienić scenariusz. -   pomyślałam. Ale nie przejmujmy się tym teraz. W tej chwili najważniejsze jest. by Ross mi wybaczył i ponownie został moim przyjacielem.
*Oczami Rossa*
- Rozumiesz. - powiedziała Ashley.
- Tak rozumiem. - odpowiedziałem już trochę zmęczony, wysłuchiwaniem jej monologu. Powtarzała mi go co przerwę, to na prawdę było męczące.
- Dobra. Idę się przygotować. Tobie radzę to samo. Wszystko musi wyjść perfekcyjnie. - ostatnie słowo wypowiedziała dziwacznie. Najwyraźniej taka już była. A wracając, muszę się udać na przygotowania. Otóż od ranka wcielamy plan Ashley w życie. Co przerwę, nawet na tej obiadowej, musiałem być u niej na zawołanie. Wymyśliła sposób jak sprawić, bym zobaczył, czy Laura na prawdę nic do mnie nie czuję, czy wręcz przeciwnie. Plan polegał na tym, że podczas jakiejś tam sceny, niechcący udaje potknięcie i przewracam się na podłogę. Zanim Laura zorientuje się, że coś mi dolega, zza kurtyny ma wybiec Ashley wtrącając się tym samym przed szatynkę. Ma pomóc mi wstać. Już nie mogę się doczekać miny, gdy Laura zobaczy, jak blondynka mnie obejmuje. W ten sposób dowiem się, czy ją to poruszyło, czy też nie. I oczywiście chciałbym ją zobaczyć zarówno speszoną jak i zazdrosną. Ta mina może być na prawdę wyjątkowo ciekawa.
Tak to przemyśliwując, powoli, lecz skutecznie w sali pojawiali się aktorzy i osoby zaangażowane w spektakl. Pojawiła się też Laura. Nie spoglądała na mnie. Miałem szczęście, bo mogłem ostatni raz się jej przyjrzeć, przed tym zajściem. Udałem się za kotarę, ubrałem właściwy strój i czekałem, aż wszystko się rozpocznie. Po chwili ktoś złapał mnie za ramię. Był to Calum, a zanim stała reszta chłopaków.
- Ross, wszystko dobrze? - spytał.
- Tak. A co?
- Nic, tylko dziwi mnie fakt, że dzisiaj tak często znikałeś. W ogóle ze sobą nie spędziliśmy czasu. I chodzi mi to przede wszystkim o Laurę. Nie powinieneś był być dla niej taki niesprawiedliwy. Pamiętaj, że nie jesteś święty.
- Calum, nie rozumiem do czego zmierzasz. - zaingerowałem.
- Chodzi mi o to, że Laura rozumie swój błąd i chce cię przeprosić, ale jeżeli ty zamierzasz przez resztę dnia tak się zachowywać, to chyba nie mamy o czym rozmawiać. - powiedział i już chciał odejść, lecz go zatrzymałem.
- Poczekaj. - przystanął. - Przepraszam za dzisiaj. Po prostu w spokoju i samotności musiałem sobie wszystko przemyśleć, bez was i dziewczyn, a już w szczególności Laury.
- I co w związku z tym? - wtrącił się Robert.
- Postanowiłem z bólem przystać na jej propozycje. - oznajmiłem. Ich twarze od razu się rozchmurzyły.
- Wiedziałem, że tak postąpisz. - powiedział po krótkiej chwili Joe. Na te słowa się uśmiechnąłem.
- Wiesz, jeżeli chcesz to pomożemy ci odzyskać względy Laury. - oznajmił Calum.
- Jak? - zapytałem zdziwiony.
- Jest wiele sposobów, by to zrobić. A ty nie zapominaj, że posiadasz ten największy. Umiesz śpiewać, grać, wykorzystaj to, na pewno to kupi. My ci zrobimy chórki, a tobie pozostaje już kwestia piosenki i tyle. - stwierdził Robert.
- Gdyby to było takie proste. - zauważyłem.
- To jest proste. Może i wydaje się skomplikowane, ale zaufaj nam. - powiedział Joe.
- A mam inne wyjście?
- Nie masz. - oznajmili jednoznacznie.
- Wiecie, cieszę się, że tu przyszliście i podnieśliście mnie na duchu. Może macie rację. A jeżeli to nie wypali to raz na zawsze zakończę z Laurą. Oczywiście zostaniemy przyjaciółmi. - dodałem po krótkiej chwili, widząc ich miny.
- No to po próbie widzimy się w pubie. Tam obgadamy szczegóły, a teraz zajmijmy się naszym graniem. - zakończył Calum i udał się do garderoby po swój strój. To samo uczynili pozostali. Po jakimś czasie zostałem sam.
- I co ja ma teraz zrobić? - powiedziałem sam do siebie. Iść za planem Ashley, czy jednak posłuchać przyjaciół. Może rzeczywiście będzie lepiej nie sprawiać szatynce bólu, tylko ją w sobie rozkochać i tyle. Po za tym przecież się pocałowaliśmy po zaśpiewaniu jej piosenki, więc może lepiej będzie wybrać tę drugą opcję. Są szanse, że znowu do siebie coś poczujemy i tak byłoby najlepiej.
A więc postanowione. Pójdę pogadać z blondynką. Odwołam to, później zagram, a na koniec pozostanie mi już tylko pisanie dla Lau piosenki. Z uśmiechem na ustach, po chwili ruszyłem w poszukiwaniu wyznaczonej osoby.
*Oczami Ashley*
O nie! Nie pozwolę sobie na to, by ci idioci zepsuli mój plan. Za długo go planowałem, by teraz nie wypalił.
- Van, chodź tu! - zawołałam.
- Co jest? - odpowiedziała pojawiając się.
- Nie wiem jak, ale masz zrobić wszystko, by Ross się wywrócił na scenie, zrozumiałaś. - nie dałam jej czasu na odpowiedź, gdyż szybko zniknęłam jej z oczu.
- Ciekawe co ma zrobić? - rzekła i też gdzieś się udała.
*Oczami Rossa*
Graliśmy już kilka godzin. Wszystko miało wyjść perfekcyjnie. A teraz po raz pierwszy mieliśmy zagrać scenę, w której ma nastąpić mój namiętny pocałunek z Laurą. Nie mogłem się doczekać. Mimo, że wcześniej nie znalazłem blondynki, to i tak nie zamierzam wykonać jej planu. Niech se myśli co chce. Nie jest przecież święta, więc takie wyrolowanie jej nie zdziwi, a teraz wybaczcie, ale muszę iść grać.
Po chwili wyszedłem na scenę, na której znajdowała się Laura. Wypowiedzieliśmy swoje kwestie i już miało to nastąpić (tutaj od aut. - szatynka miała niepewną minę), gdy nagle się przewróciłem o... sznurówkę. Niewiarygodne, a jednak! Zobaczyłem, że Lau chciała coś zdziałać, ale nie zdążyła, gdyż zza kotary wybiegła Ashley. szybko mi pomogła wstać, po czym mnie przytuliła, niby udając, że opadam z barku sił na ziemię. Trzeba przyznać, doskonale to zagrała.
*Oczami Laury*
Totalnie bałam się tego spotkania z Rossem na scenie. Myślałam, że będzie mi utrudniał granie, ale okazał się profesjonalistą. Dało mi to wrażenie, że może mi wybaczył, więc w dowód wdzięczności chciałam, by nasza intymna scenka była idealna.
Stojąc nas scenie już chciałam mu pomóc, lecz pojawiła się ona. Zaczęła go przytulać. Byłam zmieszana, ale utrzymywałam nerwy na wodzu. Jednak to, co się za chwilę miało zdarzyć, po prostu mnie zszokowało!
*Oczami Rossa*
Chciałem się jej jakoś pozbyć, ale nie wiedziałem co robić. Patrzyłem na Laurę z zakłopotaniem. nie wyglądało to za dobrze, ale przynajmniej zobaczyłem, że ją to dotknęło.
- Dzięki za pomoc Ashley. Możesz już... - i nie było mi dane dokończyć, ponieważ blondynka mnie namiętnie, bez mojej woli, pocałowała, trwając do tego w naszym uścisku...
***
Nie będę się rozpisywać. Powiem tylko, że nie jestem zadowolona z tej drugiej części rozdziału. Ciężko mi się ją pisało. W połowie straciłam wenę, ale już postanowiłam to dokończyć. Mogą być powtórzenia, błędy i nie zrozumienia, ale wy musicie to zrozumieć.
Czekam na komentarze.
Inaczej rozdział kolejny nie pojawi się zbyt szybko...
Na koniec pioseneczka:

Aura Dione - Friends

~~Crystal~~

wtorek, 3 lutego 2015

A jednak!

Mimo, że w poprzednim poście napisałam, że jeszcze nie wracam na bloga, to jednak... zmieniam zdanie. Ta historia na to zasługuje. I tak ciągnięta jest już jakiś czas, więc lepiej ją dokończyć, niż pozostawić ze znakiem zapytania. Nie mam jak na razie zbytnio czasu, ale postaram się w tym tygodniu coś wrzucić. Macie moje słowo. Do tego czasu czekajcie, chociażby z taką wesołą minką:


~~Crystal~~

niedziela, 1 lutego 2015

Wiadomość

Wracam, ale z małym opóźnieniem. Na razie chcę skupić się na moim blogu o A&A. Z braku czasu jestem teraz w stanie prowadzić tylko jeden blog, ale gdy tam zakończę, to tu powrócę. Proszę, bądźcie cierpliwi. A to dlaczego mnie nie było, to przede wszystkim lenistwo i cykl codziennego życia.
Mam nadzieję, że mnie nie opuściliście i poczekacie.
To tyle, pa.


~~Crystal~~