~Zapowiedź najnowszego rozdziału~

Na razie nie wiem, czy będzie to rozdział, czy konie opowiadania - epilog?

:"-To wszystko już w najnowszym rozdziale-":

Pojawi się na pewno w niedzielę, bądź poniedziałek (23-24.03.2015)

~~Crystal~~

poniedziałek, 16 marca 2015

22. Oklaski, wiwat, brawa i łzy szczęścia.

Lataliśmy po mieście, jak liście unoszące się na wietrze. To w lewo, to w prawo zerkaliśmy, by ujrzeć szatynkę. Lecz na nic, nigdzie jej nie było. Pomału traciliśmy nadzieję, że ją odnajdziemy. Oczywiście dzwoniłem do jej domu, ale jej tam nie było. Co za zrządzenie losu? I co mamy robić? Gdzie szukać? Czy są nadzieję, że ją jeszcze znajdziemy i uchronimy przed... no właśnie, przed czym?
Byliśmy na kolejnej uliczce. Tym razem indywidualnie udaliśmy się w wyznaczone miejsca. Miałem nadzieję, że ta ja pierwszy ją odnajdę.
- No do cholery, gdzie ona jest? - moje myśli zalewała fala negatywów. Miałem złe obawy. Za każdym razem, gdy chciałem pomyśleć o czymś przyjemnym, widziałem jej twarz, a w rękach żyletka. To i tak nic w porównaniu z drugą wersją. Tam było samobójstwo. Oh, dlaczego na mnie to ciąży? Dlaczego?
Szedłem w milczeniu. Czuć było ode mnie chłód, a oczy przypominały... lepiej nie mówić, co. Traciłem wszelkie nadzieję, na wszystko. Aż tu nagle do moich uszów dotarł bardzo cichy płacz. Nie wiedziałem dokładnie, z której strony. Przystanąłem. Nasłuchiwałem odgłosów, próbując wyłapać kierunek, w jaki miałem się udać. Pierwszy raz serce i rozum się ze sobą zgrały. Oba narządy wybrały ciemną uliczkę tuż przed mymi oczyma. Przypadek, nie sądzę. Sceneria godna najlepszego filmu, ale to nie był film, tylko realia.
Szybkim krokiem ruszyłem przed siebie. Po chwili dotarłem w ciemne, puste miejsce. Myślałem, że stąd nie ma wyjścia. Na szczęście me przeczucia były złudne, ponieważ po jakimś czasie zobaczyłem swój cień, który wytworzyło słońce. Spojrzałem na tutejszy krajobraz. Było to nowe, jeszcze mi nieznane jak dotąd miejsce.

W samym centrum była nieduża ławeczka,

 a na niej zgadnijcie, mała szatyneczka.

Cicho łkała, ocierając twarz,

 by nikt jej nie ujrzał, by jej nie spojrzał w twarz.

Zgubnymi myślami i ponurą miną,

próbowała sobie ulżyć miło.

Nie chciała już bólu, i nie chciała stresu,

jedyne marzenie, to skończyć u kresu.

Na poezją musiało mi się w tej chwili zebrać. Chwila nieodpowiednia, ale słowa właściwe.
- Lau? - spokojnym i opanowanym tonem zwróciłem się do niej.
- Ross. - gwałtownie się odwróciła. Jej powieki były podkrążone i czerwone od płaczu. Na jej twarzy widniał ewidentny smutek. Przynajmniej teraz pojawił się tam inny grymas. - Co ty tu robisz? - dodała po chwili.
- Zgadnij. - słodko się uśmiechnąłem i podszedłem do niej. Szatynka widząc mój ruch, lekko się przeraziła i chciała uciec, lecz jej w tym przeszkodziłem. Złapałem za dłoń i mocno przyciągnąłem spowrotem na ławkę. Przykucnąłem przed nią. Spojrzałem na jej twarz, która była zasłonięta kosmykami włosów. - Lau. - jeszcze raz ciepło się do niej odezwałem. Nie chciałem, by było jej przykro, zwłaszcza w takim momencie. To nie jej wina, ale staram się ją zrozumieć, ponieważ nie wiem, co ja zrobiłbym na jej miejscu? Nie potrafię sobie tego nawet wyobrazić, a może nie chcę? Po prostu i tyle. - Nie płacz. - wsunąłem dłoń, by dotknąć jednego z jej policzków. Był mokry, tak średnio powiedziawszy, załzawiony. Po chwili poczułem jej dłoń na swojej. Była chłodna, lekko drgająca. Może zamierzała mnie od siebie oderwać, ale widząc me zamiary, przystanęła na to. Złapałem ją za podbródek. Drugą ręką przeczesałem włosy, by podnieść i ujrzeć jej twarz. Nieskazitelna cera, dobro w oczach i żal w sumieniu. Tak teraz wyglądała. Mocno przytuliłem ją do siebie. Jest takie powiedzenie - słowa znaczą więcej niż czyny. W tym przypadku brzmi to sprzecznie, ale ważne, że pomaga.
- Jestem do niczego. - cicho wyszeptała mi do ucha.
- Lau, nie jesteś...
- Jestem. - przerwała mi. - Ross, sam widziałeś. - mówiła drżącym głosem, cały czas zaciągając nosem. Nie płakała, lecz łzy zebrane w oczach, cały czas rozbryzgiwały się na otoczenie. - Niby zawsze byłam odważna. Szłam przed siebie, nie patrząc w dół i próbowałam stawiać czoło wszelkim przeciwnościom, pomagać innym, a tu proszę. Jeden niewłaściwy moment i czar prysł. - zamilkła i opuściła głowę. Była załamana.
- Laura, sama już sobie wszystko wyjaśniłaś. To nie ty zawiniłaś, lecz ci, którzy cały czas z tobą byli, a jednak nie pomogli. Pamiętaj, że jesteś cudowna i wiele już osiągnęłaś. Nie wątpię, że bardzo się jeszcze rozwiniesz, ale nie o tym teraz mowa. Pozwól sobie pomóc. Nie jesteś sama! - próbowałem do niej dotrzeć, dać jej do zrozumienia, że może na mnie liczyć, lecz na niewiele się to zdało, gdyż szatynka była coraz bardziej przytłoczona.
- Wtedy też nie byłam. Przecież Raini i Calum ze mną tam stali, przeżywali to tak samo jak ja, a jednak okazali się... - podparła się ręką. Siedziała w zamyśleniu. Przynajmniej już nie płakała, próbowała się pozbierać. Nagle wstała. Spojrzałem na nią. Zrobiłem tę samą czynność. Po chwili się odezwała:
- Dziękuje, dziękuje, że przy mnie jesteś, że mnie nie opuściłeś i ciągle ze mną trwasz, na dobre i na złe. Wybacz mi, ale chciałabym jednak zostać dzisiaj sama, nie bierz tego do siebie. - przeczyła rękoma. - Ale nie mogę i nie chcę patrzeć na drugą osobę, nie ważne kim ona jest. - skończyła i ostatni raz złapała mnie za dłoń. Tym razem była cieplejsza, czulsza. Poczułem dziwne uczucie. Nie był to żaden impuls, było to coś, co rozpalało mnie od środka. Ja, ja wariowałem od tego. Po jakimś czasie puściła i odeszła. Dokładnie wiedziałem co muszę zrobić. Momentalnie ją dogoniłem, chwyciłem w talii i obróciłem do siebie.
- Ross, co ty robisz? Mówiłam, że... - nie dane jej było dokończyć, gdyż wziąłem sprawy w swoje ręce.
- Ale ja muszę. - no i ją pocałowałem, namiętnie od razu. Nie będziemy zaczynać od barier typu wstęp itd. Bądźmy poważnymi ludźmi, zakochanymi do tego.
Objąłem ją już mocniej. Przycisnąłem do siebie, cały czas cmokając. Opadłem na ławkę. Nie miała wyboru, musiała ze mną. Tym razem chwyciłem ją za biodra i usadziłem na kolanach. Jeszcze mocniej do siebie przytuliłem. Po chwili nasze usta się od siebie oderwały, dokładniej za sprawą szatynki.
- Ross, ja... myślę, że to zły pomysł. - starałem się jej nie słuchać, ale mimo to trzeba było na to przystać. Nie chcę jej bardziej ranić, ale co poradzę, uczucia są silniejsze. Nie da się nad nimi panować. Oblizałem wargi. Ostatni raz na nią spojrzałem. Musiałem na koniec ją ostatni raz pocałować. Był to najczulszy, a zarazem najprawdziwszy całus, jaki kiedykolwiek wykonałem. Bowiem w tej chwili wiedziałem, co do niej czuję.
Wstaliśmy, nie odzywaliśmy się do siebie. Szatynka zrobiła pierwszy krok. Uśmiechnęła się do mnie, choć ja nazwałbym to raczej grymasem, ale mogę się mylić. Jestem w końcu tylko człowiekiem, też mam swoje małe wady. Odbiegła. Stałem lekko zakłopotany. I co, i co teraz?
 
*Oczami Laury*

Byłam bardzo zaskoczona sytuacją, która przed chwilą miała miejsce. Nie opierałam się temu, ale to nie znaczy, że tego chciałam. Czy ja wiem, czy aż tak bardzo lubi blondyna? Na pierwszy rzut oka nie ma co się zastanawiać. Ciacho, słodziak, wspaniały charakter, trochę wyboista przeszłość i wielki talent. Brakuje tylko skromności, ale może być. Tylko mi nie o to chodzi. Kiedyś, gdy była mała, taki mężczyzna niewątpliwie wydawał się ideałem, a teraz moje poglądy się zmieniły. Zaczęłam doceniać zupełnie obce mi rzeczy. I Ross właśnie chyba je uczynił. Przemógł niepewność, strach i wszelkie co do niego po wątpienia. Tylko prawdziwy facet odważyłby się na taki krok. No bo kto, w tym przypadku na pewno nie Raini i Calum, wsparł by bliską sobie osobę, w tak trudnym momencie, zwłaszcza, gdy może mieć z tego bekę. Przecież taka sytuacja jaka mnie spotkała to niewątpliwie przypadek. Wieki albo nawet tysiąclecia zajmie światu stworzenie podobnej historii. Z jednej strony to dobrze, ale dla mnie, czyli z drugiej strony, z mojej perspektywy oczywiście, bardzo źle. Z chęcią bym się takiej osoby poradziła, chciała się dowiedzieć, co zrobiła, by sobie z tym poradzić. Ale jak mówię, nikomu tego nie życzę.
Doszłam pod próg domu. Szybkim, niezauważalnym krokiem znalazłam się w swym pokoju. Nie miałam sił na nic, więc natychmiast zasnęłam.
 
***

Następnego dnia, gdzieś tak koło 6 rano się przebudziłam, bez jakichkolwiek nadziei, że ten dzień może być lepszy, nawet najlepszy albo raczej najpiękniejszy w mym życiu.
Na początek udałam się do łazienki. Wzięłam ciepłą kąpiel z pianą. Ach, tego mi brakowało. Błogiego spokoju, wyciszenia i chwili relaksu dla siebie. Częściej powinnam sobie fundować takie przyjemności. Dzięki nim było mi dużo lepiej, a problemy nagromadzone z ostatnich dni, po woli, ale ze skutkiem zanikały. Jeżeli nic mnie już "złego" nie spotka, to może sobie poradzę. - Ross ma rację, trzeba się wziąć w garść. Poradzę sobie. Zawsze byłam odważna. Niech ta cecha się nie zmienia. Tak! - entuzjastycznie podeszłam do tematu. Byłam zadowolona z postanowienia. Poradzę sobie, muszę, inaczej moje życie będzie na prawdę trudne.
Po zrobieniu makijażu, uczesaniu włosów i umyciu zębów, poszłam do pokoju, by wybrać odpowiedni strój na dzisiejszy dzień. Następnie zeszłam na dół. Byłam zaskoczona. Pierwszy raz od dłuższego czasu w domu był... ktoś inny, prócz mnie samej. Chyba mamy jakieś święto, w cuda nie wierzę, przynajmniej teraz.
- Tato? Mamo? Co wy tu robicie? - zapytałam.
- Jemy śniadanie, a co? - odpowiedział ojciec z pełnymi ustami. Mruknęłam pod nosem.
- A nic. Wiesz od kilku dni się w ogóle nie widzieliśmy, jakbym zapomniała o waszym istnieniu, a tu z dnia na dzień taka metamorfoza, oczywiście w pozytywnym sensie.
- Masz jakiś problem? - zauważyła Penny.
- Czy ja mam jakiś problem? - mówiłam zabawnym tonem. Uśmiechnęli się.
- Mogłabyś już usiąść i spożyć ten posiłek, a nie się tak wymądrzać. - zażartował Lester. Ironicznie na niego spojrzałam, po czym kiwałam przecząco głową. Lekko się uśmiechnęłam. Przysiadłam obok.
- Na śniadanie najlepsze będą płatki. - powiedziałam wsypując produkt do miski.
- Od ukochanej matki. - dodała Penny, zabawnie się śmiejąc.
- Hahaha, bardzo śmieszne. - znów z moich ust poszła ironia. Jednak był to pozytywny nastrój. Wczoraj byłam przygnębiona, zagubiona, a tu proszę. Staruszkowie mnie rozbawiają i rozweselają. Dzięki nim, czuję się na prawdę dobrze.
- Kotuś, tak sobie z tatą pomyśleliśmy, że może w niedzielę wspólnie byśmy się gdzieś wybrali np: do Aquaparku, czy Zoo. Nie wiem, jak wolisz. Ważne, byśmy razem spędzili czas. Co ty na to? - zamurowało mnie. Takie propozycje od rodziców nie były częstym zjawiskiem. jak mogłabym nie skorzystać.
- Co ja na to? Oczywiście, że tak. Rewelacyjny pomysł. - podeszłam do Penny i ją przytuliłam, po czym to samo uczyniłam z tatą. - A Van? - spytałam troszcząc się o siostrę.
- Gadaliśmy z nią wczoraj. Zgodziła się pod warunkiem, że ty też na ten układ pójdziesz. To co, widzimy się w niedzielę, a teraz wybacz skarbie, ale muszę z mamą znikać do pracy. - odszedł całując mnie w czółko. To miłe, miłe, że o nas pomyśleli i, że wreszcie zrobimy coś razem.
Wesoła udałam się do szkoły. Wiedziałam, że nic tego dobrze zapowiadającego się już dnia, nie zepsuje.
 
*Oczami Rossa*

Mimo dobrego poranka, spędzonego w miłej atmosferze, nie posiadałem tego codziennego i swojego humoru. Cały czas rozmyślałem nad wczoraj, nad Laurą i nad tym, co do niej czuję. Chyba muszę wreszcie zrealizować swój plan, inaczej nici ze wszystkiego. Nie chcę już cierpieć, chcę wreszcie się cieszyć i być z nią razem. Takie małe marzenie. Nie miałem czasu na kolejną rozmowę z żadnym z domowników. Bowiem chciałem jak najszybciej być już w szkole, by zrealizować cel.
Wybiegłem z domu chwytając na wyjściu akustyczną gitarę. Po paru chwilach byłem w szkole.
- Później to zrobię. - cicho powiedziałem sam do siebie, przekraczają próg budynku. Na razie schowałem gitarę do szafki. Przyjdzie jej pora. Udałem się na lekcje. Wchodząc do klasy, wpadłem na... Laurę. Miałem nadzieję, że przynajmniej do długiej przerwy się nie spotkamy, ale jak zwykle, los mi nie służy.
- Lau, ja cię...
- Spoko. - uśmiechnęła się. - Jest dobrze. Ross, jeszcze raz powtórzę to słowo: dziękuje, dziękuje za wszystko. - i weszła rzucając mi paraliżujące słodkie spojrzenie. Nie wiedziałem nawet, że takie istnieje.
Po pierwszej lekcji udałem się wraz z Robertem, Joem i Roshonem do... biblioteki. spokojnie, nie poszliśmy się tam uczyć ani czytać książek. Poszliśmy po prostu coś obgadać.
- Zrozumieliście. - kiwnęli twierdząco głową. - Pamiętajcie, w stołówce na długiej przerwie. - triumfalnie zakończyłem monolog (w tym przypadku krótki dla was, ale nie dla nich - od aut. :P).
- Właśnie naszedł ten czas. - cynicznym śpiewem wypowiadał się Robert.
- To jest właśnie ten czas. - takim samym rodzajem głosu dodał Roshon.
- Chłopaki, błagam was. Wszystko gotowe? - spytałem nie licząc na negatywną odpowiedź.
- Tak, głośniki ustawione, reflektory przygotowane. Jest wszystko. - odpowiedział pierwszy z nich.
- Brakuje tylko wokalisty. - zażartował Rosh. Spojrzałem na niego. Lekko się zaśmiałem. Czy oni muszą być, aż tacy dziecinni?
- A co dokładnie będziesz śpiewał? - odezwał się Joe. Odwróciłem się w jego stronę. Moja twarz mówiła sama za siebie - serio?
- Interesuje się data powstania, miejsce, czy osoby drugoplanowe. - pozostali chłopacy, tak samo jak ja się zaśmiali. Nie będę ukrywał, ale sądzę, że Joe jest dzisiaj trochę przymulony.
- Nie, nie. - powiedział to tak zdziwaczałym głosem, przecząc sam sobie.
- Sam to napisałem. Jest moja, specjalnie dla Laury. - zwycięsko się uśmiechnąłem. Wiedziałem, że nie ma już odwrotu. Teraz albo nigdy. Ryzyk, fizyk. Aha, nie cierpię fizyki.
Sorry, ale już chyba postradałem myśli. Jestem skołowany. Mocno się stresuje. Nie tym, że cała szkoła mnie zobaczy, może wyśmieję. Boję się reakcji Lau i tego co powie. Oby mi się to opłaciło. Inaczej będę tego żałował do końca życia. Teraz tylko czekałem na znak paczki.
 
*Oczami Laury*

Siedziałam z dziewczynami przy stole, czekając na chłopaków. Bardzo, ale to bardzo trudne było siedzenie przy jednym stole z Raini, Czarnowłosa chciała nawet sobie stąd pójść, ale ją zatrzymałam. Chciałam, żeby ze mną była. W końcu to moja najlepsza przyjaciółka. Tylko to się liczy. Zajmie mi oczywiście sporo czasu wybaczenie jej tego wszystkiego, ale myślę, że powoli damy sobie radę. Ciepło się do niej uśmiechnęłam. Tylko na tyle było mnie teraz stać. A jeżeli chodzi o resztę, to już od rana mi mówią, jak to są pod wielkim wrażeniem mojego działania. Że tak szybko si pozbierałam, że nie dałam się poddać emocjom, że walczyłam i wygrałam. To mój duży sukces, na razie największy w życiu.
Nagle światło zgasło. Usłyszałem ciche brzdąkanie gitary. Po chwili drzwi od kantyny się otworzyły. Nie widziałam kto w nich stał, może dla tego, że bałam się odwrócić. Po chwili usłyszałam już dokładniejszą melodię, a razem z nią przepiękne słowa (TEKST, MELODIA - kliknij :P):

It's been said and done

Every beautiful thought's been already sung

And I guess right now here's another one
 
So your melody will play on and on
 
With the best of 'om
 
You are beautiful

Like a dream come alive, incredible

A centerfold, miracle, lyrical

You saved my life again

And I want you to know baby

I, I love you like a love song baby

I, I love you like a love song baby

I, I love you like a love song baby

And I keep hittin' repeat-peat-peat-peat-peat-peat

I, I love you like a love song baby

I, I love you like a love song baby

I, I love you like a love song baby

And I keep hittin' repeat-peat-peat-peat-peat-peat


Constantly

Boy you play though my mind like a symphony

There's no way to describe

What you do to me

You just do to me

What you do

And it feels like I've been rescued

I've been set free

I am hypnotized

By your destiny

You are magical, lyrical, beautiful

You are

And I want you to know baby

I, I love you like a love song baby

I, I love you like a love song baby

I, I love you like a love song baby

And I keep hittin' repeat-peat-peat-peat-peat-peat

I, I love you like a love song baby

I, I love you like a love song baby

I, I love you like a love song baby

And I keep hittin' repeat-peat-peat-peat-peat-peat

 
No one compares

You stand alone

To every record I own

Music to my heart

That's what you are

A song that goes on and on

I, I love you like a love song baby

I, I love you like a love song baby

(I love you)

I, I love you like a love song baby

(like a love song)

And I keep hittin' repeat-peat-peat-peat-peat-peat

(like a love song)

I, I love you like a love song baby

I, I love you like a love song baby

I, I love you like a love song baby

(I love you)

I love you

Like a Love Song

Skończył. Słychać było oklaski, wiwat, brawa i łzy szczęścia. Ross zbliżył się do mnie. Byłam wzruszona. Patrzyłam na niego, próbując ukryć piękne i urocze łzy. On bardzo się stresował, ale nie dawał tego poznać po sobie. Cały czas się uśmiechał. I stało się coś niespodziewanego. Ross... kleknął prze de mną (nie, to nie są oświadczyny :P). Wyszeptał najpiękniejsze, jakie tylko mogłabym sobie wymarzyć, słowa.
- Laura, zostaniesz moją dziewczyną? - jego głos lekko drżał, ale i tak był bardzo męski. Och, on wie jak rozpalić kobietę. No co, no co ja mogłabym mu odpowiedzieć?
- Tak! - bez wahania krzyknęłam rzucając mu się w ramiona. Po chwili byliśmy już w bardzo namiętnym pocałunku. Nie interesowało mnie to, co inni mówią, robią itd. Dla mnie liczyła się tylko i wyłącznie ta najwspanialsza chwila. Bowiem chłopak, który mógł się wydawać ideałem mi się przytrafił. Wiedziałam, że to ten jedyny. To była najpiękniejsza chwila w moim życiu!
 
***
Tam, tam, tam. I moi drodzy tym rozdziałem zbliżamy się już do końca opowiadania. Nie wiem, czy będą jeszcze inne rozdziały. Myślę o epilogu, ale zobaczymy. Bo co tu więcej można napisać? - Był dramat, łzy, szczęście, przyjaźń, akcja i miłość, czyli to, co najlepsze (brakowało tylko scenek +18 i morderstwa, ale to tak innym razem :O). Czekam na wasze opinie i komentarze. Proszę, pozostawcie po sobie jakiś znak! (wymuszanie komów - wcale nie :).
Na koniec piosenka, przy której powstało to dzieło.
 

Tabb & Sound'n'Grace - "Dach"


Pozdrawiam!

~~Crystal~~

wtorek, 10 marca 2015

Zapowiedź najnowszego opowiadania!

Fabuła:

16 kompletnie nie znających siebie uczestników, znudzonych swoim życiem, ciągłą pracą i przeciętną codziennością, postanawiają wziąć udział w nadchodzącym "Scary Camp Challenges", czyli nadchodzącym programie rozgrywanym na żywo, którego celem jest oczywiście survival. Otóż zawodnicy staną razem w szranki i będą walczyć o nagrodę główną - milion dolarów, a może i coś więcej? Każdy będzie się wyróżniał innymi cechami, będą spiski, knucia, miłość, przyjaźń i wiele, wiele więcej!
Jednak za nim osiągną swój cel, będą musieli stawić czoło przeróżnym wyzwaniom, po których jedna osoba niestety opuści program. Czy będzie technika głosowania, czy decyzja prowadzącego? O tym przekonacie się już niebawem. A jeśli mowa o prezenterze, to jest to bardzo sympatyczna osoba, jednak trzeba na nią uważać, nigdy nie wiadomo co zrobi i zdziała.
 
Gdzie to się odbędzie?

Wiele jest miejsc, gdzie można to rozpocząć, ale my naszych konkurentów "uwięzimy" na specjalnej wyspie, która zaskakuje na każdym kroku.
 
A zawodnicy?

Będzie 8 dziewczyn i 8 chłopaków. Prowadzący także stanowi przeciwną płeć. Jednak na razie są oni nie znani. Kto nimi się okaże? Przekonacie się już niebawem.
 
***

~~Ode mnie~~
Serdecznie zapraszam was już teraz do czytania. Takiego bloga jeszcze nie czytaliście. Gwarantuje wam, że będzie wspaniały! Więcej nie zdradzam. Założę go już wkrótce. Bohaterów dodam później, a na pierwszy post trochę poczekacie, gdyż najpierw muszę zakończyć jedno z prowadzonych opowiadań.
Pozdrawiam.
 
~~Crystal~~

Ps. Tak, publikuje to na obu blogach. Nigdy nie wiadomo, gdzie i kto cię czyta.

poniedziałek, 9 marca 2015

21. Sekret zostaje wyznany. Część 3

... no... ja... - nie mogłem na prawdę się wysłowić. Wszystkie znane dotąd mi słowa, gdzieś uciekły, zniknęły i nie powróciły. Czułem się, jakby ktoś wbił mi nóż w gardło. Moje oczy zalewała fala niepewności, a szatynka, w ogóle nie dodawała otuchy.
- Ross. - spokojnie powiedziała. - Zaczynam się nieco niepokoić. Mów o co chodzi. - stanowczym tonem skarciła mnie wzrokiem. Byłem przerażony.
Nic nie odpowiedziałem. Popatrzyłem się na nią i głęboko westchnąłem. - Taka piękna, taka fajna i taka cudowna dziewczyna, a ile przeszła. Niemożliwe jest, że jej kruchutkie ciałko to wszystko wytrzymało, nie. - gdzieś nasuwały mi się tego typu myśli. Absolutnie nie zależało mi na tym, by Lau cierpiała. Ale co, miałem skłamać? Przecież kłamstwo ma krótkie nogi. Prędzej i tak ujrzy światło dzienne, ale z drugiej strony jak na to spojrzę, to zdaję sobie sprawę, iż najlepszym rozwiązaniem byłoby, by to właśnie Raini i Calum to wypowiedzieli. Muszę przyznać, że niezmiernie mnie ciekawi, czy oni się na to odważą, albo przeciwnie, stchórzą. Drugiej opcji stanowczo im odradzam chyba, że chcą do końca życia być u mnie, a może u nas wszystkich, przekreśleni.
- Lau... - na chwilę się zawahałem, ponieważ zastanawiałem się jak jej za bardzo nie okłamać, a także by to miało sens. - Przepraszam cię, że tyle mi zajmuje powiedzenie tego faktu, ale po prostu nie wiedziałem. Nie wiedziałem jak ci to powiedzieć.
- Co takiego? - nie pewnie odezwała się.
- Wiem, że nie chcesz o tym rozmawiać, ale ja muszę ci wyznać, że... to wszystko wina Ashley. - z zaniepokojonego i wrażliwego tonu, przeszedłem do bardziej wyluzowanego i pewniejszego siebie. - Zrozum, że to ona upozorowała ten upadek i mnie pocałowała, a gdy to zrobiła to ja...
- Nie mogłeś się jej oprzeć. - zimnym tonem oceniła mą wypowiedź.
- Nie, to nie tak! - próbowałem się bronić. Chciałem użyć argumentów, które by za tym wskazywały, ale nie mogłem, gdyż szatynka mnie "pokonała".
- Ross idź już, dobrze! - lekko podniosła głos. - Jutro pogadamy. - i jakby nigdy nic, wyrzuciła mnie za próg swego pokoju. Nie chciałem stawiać oporu. Nie w tej chwili. A po za tym chyba najlepiej będzie dać jej trochę czasu.
 
*Oczami Laury*

Nie chcę i nie będę o tym rozmyślać. Już postanowiłam, wybaczę mu. Dużo przemyśleń kosztowała mnie ta decyzja, ale myślę, że podjęłam właśnie tę odpowiednią. I na tym poprzestanę. Nie chcę więcej zdradzać, chociaż przyznam dwie rzeczy. Pierwsza to fakt, iż bałam się tego co powie. Myślałam, że to coś na prawdę poważnego. Na szczęście się myliłam. A po drugie, zainponowało mi, gdy blondyn zawitał do mego domu. Nie każdy facet byłby na coś takiego zdolny, zwłaszcza rasowy podrywacz. Widać ma dobre serce i chęci. Może źle uczyniłam kończąc nasz nieistniejący związek. Trudno się do tego przyznać, ale Ross mi się... podobał. Myślałam, że to tylko zauroczenie, ale się myliłam. Tylko czy to ma sens, czy to, co między nami jest, przetrwa? Z takim to pytaniem, po miłej kąpieli i smacznej kolacji, usnęłam na swoim pięknym łożu snów.
 
***

Następnego dnia, jakby niby nic się nie stało, wstałam i poszłam do toalety. Zrobiłam poranny makijaż, włosy, a później pozostał już tylko wybór odpowiedniego stroju na dzisiejszy dzień. Zeszłam na dół.
- Co tu zjeść? - mruknęłam pod nosem. Niestety, ale dom był już pusty. Rodzice wiadomo, do pracy, ale gdzie jest Van. Czyżby, aż tak szybko zaczynała zajęcia. Zawsze wychodziła po mnie, a tu proszę.
Szybko wyjęłam płatki z kredensu i mleko z lodówki, p czym pałaszowałam posiłek. Mniam, jaki on dobry. Niestety, ale czas leciał nie ubłaganie. Nim się zorientowałam, było za piętnaście ósma. Rany, jak ten zegar szybko się kręci. A jeszcze niedawno była siódma.
Szybko założyłam buty i wyszłam z domu, lecąc na "zabicie karku" do szkoły. Blisko to ona nie była, ale wiedziałam, zdążę. Miałam przecież piątkę z w-f. Szkoda, że ocena nie była wyższa, ale jakoś niechętnie udzielałam się sportowo. Trzeba będzie to zmienić, ale dzisiaj nie o tym.
Dotarłam, weszłam do budynku, wyciągnęłam książki z szafki i podreptałam pod klasę. Wszyscy już pod nią byli.
- Hej! - krzyknęłam szczerząc białe ząbki.
- Hej. - odpowiedział Ross. Jako jedyny z gromady miał "poprawną" minę. Reszta wyglądała na zaniepokojonych, złych i przemęczonych. A Raini i Calum stali gdzieś tam w cieniu, próbując na prawdopodobnie uniknąć mnie albo mojego wzroku.
- Czy coś się stało? - nie pewnie zapytałam.
- Nie. - ponownie odpowiedział mi Ross. - Oni są tylko tak trochę przejęci tym przedstawieniem, które nie zapomnij, wystawiamy już za dwa dni.
- Spokojnie, nie zapomniałam. Przygotowanie i tak idą pełną parą, więc jestem pewna, że wszystko się uda. Na prawdę nie musicie się, aż tak zamartwiać. - ciepło się do nich uśmiechnęłam. Nie widziałam poprawy, choć zauważyłam, iż niektórzy próbują wymusić sztuczny uśmieszek na swych ustach. Coś mi tu nie gra? Ale zajmę się tym później, ponieważ zabrzmiał dzwonek oznaczający rozpoczęcie się pierwszej lekcji.
Po lekcjach, nadszedł czas na próbę. Wszyscy zebraliśmy się w sali widowiskowej, by rozpocząć granie. Każdy się przebrał i w oczekiwaniu czekał na swój występ, pilnie ucząc się roli. Niestety, ale początek nie należał do mnie, więc trochę musiałam poczekać.
Byliśmy już w połowie. Nastąpiła przerwa. Zza kurtyny wybiegła blond włosa lizuska.
- Co ona znowu wyrabia? - zaniepokojony sytuacją, po cichu, zwrócił się Ross do reszty przyjaciół.
- Nie wiem, ale obawiam się najgorszego. - szepnęła równie zaniepokojona Bella.
- Musimy ją powstrzymać. - stanowczo powiedziała Zendaya.
- Ale jak? - spytał się Robert.
- A skąd ja mam to wiedzieć. -  popatrzyła się na niego błagalnym wzrokiem.
- Proste, wymyśl coś. - skarciła go swym spojrzeniem. Lekko się zawahał.
- Wiesz, czasami lepiej milczeć, niż powiedzieć coś, czego się będzie żałować. - zacisnęła dłonie. Słychać było stuk w jej dłoniach.
- Za późno. - powiedział Joe. - Już jej nie powstrzymamy. - spojrzeliśmy na scenę. Zobaczyliśmy opuszczony rzutnik. Wiedzieliśmy niestety co to oznacza.
- Trzeba jak najszybciej coś zrobić? - mówił poddenerwowany i zaniepokojony danym faktem Ross.
- Panno Stacy. - przez mikrofon wypowiedziała się ta lafirynda. - Czy mogłabym naszej w s p a n i a ł e j grupie pokazać pewien ciekawy materiał? - spytała specjalnie przedłużając jedno słowo, by dać nam to do zrozumienia w negatywnym sensie.
- A ma to jakiś związek z przedstawieniem?
- Nie. - bezpardonowo odpowiedziała czekając na decyzję. - Ale może się do czegoś przydać. - ewidentnie podkreśliła przedostatnie słowo.
- W takim razie proszę. Może się przynajmniej trochę odprężymy.
- Oj na pewno. - mruknęła pod nosem i szybko wcisnęła odpowiedni klawisz w laptopie. Na biały ekran wyskoczył obraz. Był to filmik, niestety moi przyjaciele wiedzieli, prócz mnie o czym.
Ross wkroczył na scenę, ale było już za późno. Zobaczyłam to. Zobaczyłam. Byłam w totalnym szoku! Nic nie byłam w stanie wypowiedzieć. Stałam jak słup soli. Me otwarte usta wiele mówiły, ale wzrok jeszcze więcej. Spojrzałam na Raini i Caluma. Potem na Rossa i resztę paczki. Z oczu poleciały mi łzy. Byłam załamana. Jednak zebrałam w sobie siły i krzyknęłam:
- Nienawidzę was! - i wybiegłam z sali, tak daleko i tak szybko, by mnie nikt nie znalazł i nie dogonił.
 
*Oczami Rossa*

Padłem na kolana. Nie miałem sił jej gonić, nie potrafiłem tego zrobić. W dodatku nie wierzyłem w to, co się tutaj stało. Dlaczego ta szmata to zrobiła, dlaczego?
Spojrzałem na Raini i Caluma. Byli równie załamani. Czarnowłosa w płaczu usunęła się na ziemię, a on usunął się w cieć. Panna Stacy była w szoku. Dopiero po chwili, tak jak i pani Clarson, potwornie skarciły blondynkę. No właśnie, jeśli o niej mowa. Nie miała żadnych skrupułów. W dodatku była zadowolona z tego, co zrobiła.
- Ashley! Do nie! - stanowczym tonem uderzając ręką w stół, wypowiedziała się surowo pani Clarson. - Jak można być tak podłym i tak bezczelnym. W dodatku ten uśmieszek na ustach. Nie jest ci wstyd! Jesteś potworem. - załamała ręce.
- Przykro mi, ale kara cię nie ominie. Od dzisiaj nie uczestniczysz już w przedstawieniu. Zostajesz wyrzucona ze spektaklu, a o tym, co dalej z tobą zrobimy, zdecyduje dyrektor szkoły. Proszę, idziemy teraz do niego. - poleciła rozkaz, na co blondynka była wściekła. Jednak nic nie mówiła, zachowała zimną krew. - A wy? - spojrzała na Raini i Caluma. - Nie spodziewałam się tego po was. - i odeszła odprowadzając blondynę.
Zszedłem do reszty.
Spojrzałem na tych, co nie zawinili. Daliśmy sobie znać, co robić.
- Raini, Calum... - nie pewnie zacząłem. Nie miałem dobrych wieści.- To, co zrobiliście było potworne. Wiemy, ta szmata to wyjawiła i poniesie za to karę, także od nas, ale wy? Nie potrafimy wam już spojrzeć w oczy. Dlatego zdecydowaliśmy, że od dzisiaj nie jesteśmy już przyjaciółmi. - zamurowało ich. Popatrzyli się na nas. Ich wyraz twarzy był jednoznaczny, co?
- Ale damy wam ostatnią szansę. - zabrała głos Bella. - Jeżeli Lau wam to wybaczy, to my też to uczynimy, ale jeśli nie, to żegnajcie. - i odeszliśmy. Nie było łatwo się z tym pogodzić, ale taka była nasza decyzja i ocena ich zachowania. Muszą ponieść karę za to, co zrobili. I tak nie wycierpią tyle, ile cierpiała Laura, ale może chociaż zrozumieją swój błąd i będą chcieli go naprawić. A co do Lau?
Kompletnie nie wiem co robić. Na razie z Robertem, Bellą i Zendayą lecimy jej poszukać, by upewnić się, że nic sobie nie zrobi. Reszta grupy stanowiła oddzielny zespół, który miał szukać gdzie indziej. Mam nadzieję, że nic sobie nie zrobi i nic się jej nie stanie. Nie wybaczyłbym sobie, że jej nie uchroniłem. Mam także nadzieję, że uda nam się ponownie przywrócić jej uśmiech. A ja mam już pewien plan, by to osiągnąć.

 
***
Moi drodzy, mam dla was wspaniałą wiadomość. Otóż wczoraj, wpadł mi do głowy pomysł na nowego bloga z Laurą w roli głównej. Uwierzcie mi, takiej tematyki jeszcze nie było. To po prostu fantastyczny pomysł. Tak się nakręciłam, że nawet nie zauważyłam, gdy skończyłam rozdział. Ale do rzeczy.
Chcę poprowadzić nowego, innego bloga, co oznacza, że nie mogę prowadzić, aż trzech blogów. Nie wyrobię, dlatego zdecydowałam, że (nie, nie usuwam bloga) zakończę to opowiadanie. Będzie to wersja skrócona. Ta historia i tak robiła się już nudna, mimo moich starań, by tak nie było. Może i jest dramat, ale ja nie widzę tutaj potencjału. Wiem, dużo osób to czyta, ale ja nie wiem o czym tu pisać. Nie mam już na tego bloga żadnego pomysłu, dlatego definitywnie z nim kończę, jak z nałogiem.
Myślę, że jeszcze czeka nas może 5, może więcej rozdziałów i na końcu epilog, kończący te historię. To tyle ode mnie.
Czekam na wasze komentarze. Mam nadzieję, że mnie nie opuścicie i będziecie czytać moją nową historię.

Pozdrawiam.
 
"Empire State of Mind" - Alicia Keys


Ps. A tak na marginesie.
Tak sobie pomyślałam, czy nie lepiej byłoby zakończyć to opowiadanie w sposób dramatyczny. Hmm, zastanowię się nad tą opcją.
Czy wszystkie historie i opowiadania muszą się kończyć happy endem. Przecież na żadnym forum albo regulaminie nie jest tak napisane, a jak jest, to mnie to nie dotyczy.

 
~~Crystal~~


niedziela, 8 marca 2015

Rozdział...

Przepraszam bardzo za moją niesubordynacje, ale nie dam rady dzisiaj napisać rozdziału. Po prostu jestem przewlekle zmęczona i zajęta zupełnie czymś innym, dlatego rozdział pojawi się jutro.

"Info dla bloga drugiego"
Rozdziały od teraz będą się tam pojawiać tylko i wyłącznie w środy.

Tak pozostanie przynajmniej do wakacji. Chciałabym codziennie pisać rozdziały, mieć wenę i czas, ale życie pisze inny scenariusz. Do tego dochodzą nowe zajęcia, hobby itd. Mam tylko nadzieję, że ten plan nie ulegnie zmianie.

A teraz do rzeczy.
Tutaj rozdziały będą się pojawiały w niedzielę albo poniedziałek.
~~Crystal~~

niedziela, 1 marca 2015

21.Sekret zostaje wyznany. Część 2

Stałem tak i przez chwilę nie mogłem uwierzyć w tę... bolesną prawdę. Na prawdę! Odebrało mi mowę, no bo kto by się czegoś takiego spodziewał. I już nie patrząc na to, co się tam wydarzyło, tylko na to jak oni postąpili. W pewnej chwili straciłem do nich całe zaufanie, jakby stali mi się obcy.
Popatrzyłem na miny pozostałych. To jedyna rzecz jaką byłem w stanie zrobić. Zresztą moja twarz najlepiej wyrażała to co czułem, więc słowa nie były potrzebne, no może po za tą dwójką. Dziewczyny stały z otwartymi oczami, no bo nie ukrywajmy, doznały szoku, a chłopacy? Udawali twardych, ale tak jak ja byli pełni zdziwienia. Trudno utrzymywali się na nogach. Było ciężko. Źle. Potwornie.
- I.. doszło.. do te.. go. - wystukała chłodnym tonem Bella. Chyba była jedyną osobą, która potrafiła coś powiedzieć. Calum na nią spojrzał. Łzy poleciały mu z oczu. Nie był już w stanie dalej mówić, co mnie jeszcze bardziej zmartwiło, ponieważ liczyłem na to, że się opamiętają i jej pomogą, ale niestety było inaczej. Pałeczkę przejęła Raini, która z nadzwyczajnym trudem starała się mówić dalej. To, że płakała, to... to mnie nie obchodziło. Po tym jak się zachowała, to i tak była najmniejsza kara jaką mogła dostać.
- Nie wiem jak ubrać dalszą część słowa. - powiedziała przecierając oczy dłonią  Cały makijaż już się jej zmył, a czarny tusz było widać na jej palcach. Chciałem jej współczuć, ale mogłem, nie byłem w stanie tego zrobić. I gdyby nie to, że moje serce przegarniał smutek, na pewno pożarł bym ją swym wzrokiem, który zabijał gniewem, jaki się w mej głowie utworzył. (takie to zdanie bez sensu, ale nie wiem jak to inaczej złożyć - od aut.)
- Powiedz jak było. Nie zmyślaj. - zauważyła Zendaya smarkając w chusteczkę. Jej oczy także uroniły już masę wodnych kropelek.
- No dobrze. - zaciągnęła nosem. Podparła się ręką i przecząc sobie, opowiadała dalej. - Jak tchórze bez serca nic nie zrobiliśmy, by jej pomóc. Absolutnie nic. Ja zamarłam, nie mogłam uwierzyć w to co widzę, nie byłam w stanie nic zrobić. To słowo jest jak pustka, odbiera człowiekowi wszystko, co najlepsze. A Calum drżał, po raz pierwszy widziała go w takim stanie. Gdybym go dotknęła, to by się przewrócił. Musiał go opanować strach, ale to i tak jego ani mnie nie usprawiedliwia. Zachowaliśmy się podel i dobrze o tym wiemy. Nie prosimy nawet o zrozumienie, tylko o to, byście spojrzeli na to z innej perspektywy.
- Jakiej innej perspektywy! Co ty pieprzysz! - nie mogłem już słuchać tych bredni. Co ona wygadywała. - Mamy się postawić na miejscu tamtej kretynki albo innej debilnej osoby, która to obserwowała. Nawet ja jej nie znali i nie wiedzieli kim jest nie powinni tak postąpić, a wy? - i tu zakończyłem. Inaczej przeszło by do niemiłych słów. Powoli zaczynałem nad sobą tracić kontrolę. Nerwy wzięły za swoje. Na szczęście zauważył to Robert, zazwyczaj spokojny i opanowany chłopak, który chwycił mnie za ramię i ewidentnie dał do zrozumienia, że to zły pomysł. Przystanąłem na to, chociaż z wielkim bólem, ale ma rację. Przemoc nie sprawi, że poczuję się źle, a później pewnie i tak bym tego żałował.
Raini zaczęła coraz bardziej się rozklejać, znowu. Nikt nie chciał do niej podejść. Tak jak mówiłem, ona i Calum stali się nam obcy. Machnąłem ręką na znak by kontynuowała, zwłaszcza w takim oczekującym momencie.
- Zerwali z niej ubranie tak, by została w samej bieliźnie. Była nieprzytomna. Z wargi leciała jej krew, miała podbite oko i za pewne połamane kości, bo ci bandyci się nie oszczędzali. - głos jej drżał. Znowu musiał przetrzeć oczy, by coś zobaczyć. Ilość łez w jej źrenicach była ogromna. Ale widziała, że musi się pozbierać i tak też uczyniła. - Gdyby nie cud, to doszło by do tragedii. Tym cudem było to, że oprawcy zmiękli i odeszli. Nie jestem w stanie wytłumaczyć, dlaczego to uczynili. Wątpię, że poszło to za sprawą skruchy i sumienia, bardziej jej wygląd. Laura była na prawdę przepiękną dziewczyną. Może teraz tego tak nie okazuje, ale wszyscy faceci się za nią oglądali. Jej cera albo raczej naturalność, którą w sobie nosiła powalała. A uśmiech był zbawieniem, nawet dla mnie w trudnych chwilach życia. Do tego jeszcze anielski charakter i ta dobroć w oczach. Ona była ideałem, chodzącym ideałem, ale po tym zajściu się całkowicie zmieniła. - na chwilę się wyciszyła, by wziąć głęboki oddech. Powoli jej smutek zanikał. Może najcięższe było już za nami? - Ta "gwiazda"... - Raini szczególnie obraźliwie wypowiedziała to słowo, by zwrócić uwagę na tę postać. - ...była wściekła. Nie sądziła, że ci dwaj odejdą. W głowie się jej to nie mieściło. Słyszałam dokładnie słowa jakie w jej stronę wypowiedzieli. Cytuję"
- Nie wierzę, że tak nas oszukałaś szmato. Nigdy sobie nie wybaczę tego co uczyniłem, a ty albo inaczej. Jeżeli ktokolwiek dowie się, że my za tym stoimy, ostro tego pożałujesz.
- I jeszcze jedno. - dodał drugi z nich. - Jeżeli ona nie przeżyje, osobiście dopilnuje, by ciebie spotkał podobny los. - i uciekli. - skończyła przytaczać tamtą rozmowę. Głęboko westchnęła. Popatrzyła na nas. Byliśmy w stosunku do niej nadal lodowaci. Nie dało jej to poczucia "bezpieczeństwa". Postarała się mówić dalej, dokładniej musiała. - Małpa musiała się przestraszyć, tak samo jak dwa stojące "słupy" koło niej, bo rozgoniła towarzystwo, po czym uciekła z niestety kompromitującym filmikiem. Mogła go przerobić na wiele sposobów. Najgorsze było to, że Lau niczego jej nie zrobiła, po za przypadkowym, z naszej winy, wylaniem soku na jej bluzkę. A ta zaplanowała tak podłą zemstę. Jedynie my zostaliśmy. Ciągle staliśmy w bezruchu, a Laura coraz bardziej się wykrwawiała. Uratowała ją, jej własna siostra, która z koleżanką wracała z uczelni. Na początku tylko popatrzyła w naszą stronę. Ciepło się uśmiechnęła. Nigdy pewnie nie przypuszczała, że będziemy tacy bezduszni w stosunku do jej siostry, dlatego nie zwróciła uwagi na nasz bardzo zły stan. Już chciała odejść, jednak koleżanka nakłoniła ją do podejścia do nas. Gdy chciały się odezwać, im oczom ukazał się ten widok. Były przerażone, ale zachowały zimną krew. Katie, bo tak nazywała się towarzyszka Van, migiem wezwała karetkę. W tym czasie Vanessa ratowała sytuację. Własną kurtką zatamowała krwotok, ten najcięższy oczywiście. Po chwili zaczęła ją reanimować z uwagą na to, by jej nie "połamać" przy uciskach. Gdyby nie jej zimna krew, to za pewne Laury już by z nami... nie było. - dodała po chwili. I znowu się załamała. Słychać było jej płacz, widać było naszą coraz bardziej okazałą nienawiść do tej dwójki. Dziewczyny już płakały, mnie łza kręciła się w oku. Coraz trudniej było powstrzymać płacz.
- Na szczęście się otrząsnęliśmy. - zagaił po jakimś czasie Calum. - Pomogliśmy jej. - chyba nie do końca wierzył w te słowa. My też zaczęliśmy lekko powątpiewać w prawdę. - Karetka dosyć szybko przyjechała. Rzuciła się na ratunek. I udało się. Laura została uzdrowiona. To było błogosławieństwo z nieba. W szpitalu czekała tylko... na wypuszczenia ze szpitala. - uśmiechnął się. - Była na tyle w dobrym stanie, że lekarze puścili ją następnego dnia do domu. My jednak z nią tam nie przebywaliśmy. Była tylko rodzina. Chyba za bardzo baliśmy się jej spojrzeć w twarz, by ją odwiedzić, dlatego zostaliśmy na jakiś czas w ukryciu. Zobaczyliśmy ją dopiero w szkole. Zmienioną i inną. Nie była to już ta sama szatynka, tylko zupełnie obca nam osoba.
- Ciekawe kto tu był obcy. - mruknąłem pod nosem.
- Spojrzała na nas. Było nam potwornie przykro. Chcieliśmy, nie wiem co, wyjaśnić nasze zachowanie, jednak Lau nie chciała z nami rozmawiać. Wokół panował śmiech. Przerobiony klip krążył w internecie. Zdawać się mogło, że ta zuch dziewczyna na to nie reagowała, była odporna. Myliliśmy się. Po szkole, a dla niej bardzo niesprawiedliwym dniu, poszliśmy ją odwiedzić w domu. Otworzyła nam Van. Nie znała prawdy, nie wiedziała co się tam stało. Wpuściła nas do środka z nadzieją, że się czegoś od nas dowie. Na marne, nic jej nie wyznaliśmy. Od razu pobiegliśmy to Lau, ale nie było jej w pokoju, dokładniej nie było jej w domu. Van się na maksa przestraszyła. Jej obawy udzieliły się nam. Natychmiast wybiegła z domu, a my jak trusie za nią. Pytaliśmy, dokąd zmierza i gdzie jest Laura, ale ona nam nie odpowiadała. Była zbyt przejęta tym, że nie ujrzała swej siostry w domu. Po chwili dotarliśmy do starej szopy, która leżała niedaleko miejsca ich zamieszkania. Mocnym kopnięciem otworzyła drzwi i wparowała do środka. Zamarliśmy! Lau się... powiesiła. - ostatnie słowo wypowiedział z takim nożem w gardle, że o mało co się nie udusił. Włosy stanęły mi dębem
 - Czyżby Laura nie żyła? - zadałem idiotyczne pytanie, ale byłem tak pochłonięty tą historią, że zapomniałem, iż szatynka żyje. Calum nie zareagował jak powinien. Tylko zaczął mówić dalej.
- Szybko zerwaliśmy linę. Na szczęście nie była gruba, więc łatwo ją rozplątaliśmy. Ściągnęliśmy jej ją z szyi, po czym Vanessa znów robiła sztuczne oddychanie. Czuła, choć było to nie możliwe, bicie serca swej siostry. I miała rację. Jeszcze jej biło. Znów, tym razem ja, zadzwoniliśmy na pogotowie. Uratowano albo raczej Van uratowała jej życie. Po kolejnym trafieniu do szpitala, lekarze po kilku dniach przekazali nam jedną złą wiadomość. A mianowicie, że nastąpiło niedotlenienie mózgu, co spowodowało amnezję. To straszne, ale ta wiadomość nas ogromnie ucieszyła. Nie chcieliśmy tego okazać, ale to właśnie czuliśmy. - zakrył swe oczy dłońmi. Kiwał przecząco głową. Widać gołym okiem było, że nie mógł w to wszystko uwierzyć. - Raini dokończ proszę. Znasz lepiej końcówkę niż ja. - powiedział i odszedł na bok, by ukryć swój ból i rozpacz przed nami.
- ... - otworzyła usta na znak mówienia, lecz na chwilę zamilkła, bo nie oszukujmy się, nie było to łatwe do powiedzenia. Zebrała resztki sił i dokończyła przerwaną wcześniej wypowiedź. - Jedynie my mogliśmy Lau wyznać prawdę. Małpa o tym nie mówiła, choć filmiku nie usunęła, bandziory się nie pokazywały, a ci którzy to wiedzieli, cicho pod nosem, czasem bardziej publicznie na czele ze swym guru, się śmiali. Niestety, ale jej siostra także jej nie poznała z obawą, że wszystko wygada. Było to niedorzeczne, ale ... Co mogę jeszcze dodać. Skoro nic nie pamiętała, to też nie była na nas w żadnym stopniu urażona. Była w stosunku do nas taka jak zawsze, jednak się zmieniła. Z otwartej, miłej itd. osoby, pozostała jej tylko skromność i dobroć, bo reszta cech była negatywna, a mianowicie nieśmiała, przestraszona, pełna obaw, bojaźliwa, nieufna i załamana. Tak, taka właśnie był dla wszystkich, po za nami i siostrą. Nigdy się o tym zdarzeniu nie dowiedziała, nawet filmik nigdy nie trafił w jej ręce, a my z tą bolesną prawdą przez tamten czas razem z nią kroczyliśmy przez kolejne lata. Dopiero po dotarciu tu Lau zaczęła się zmieniać, głównie dzięki wam. I znacie już streszczoną przez nas opowieść. Pytanie, co wy na to? - nie pewnie zapytała. Odpowiedzi nie było.
Patrzyłem na nich z lodowatą miną. Łzy ciekły mi z oczów. Nie wykazując żadnego głębszego zrozumienia, wyszedłem i skierowałem się, cały czas nie mogąc w to uwierzyć, do domu Laury.
 
*Oczami Raini*

Szczerze, spodziewałam się takiej reakcji ze strony Rossa. Ale liczyłam, że reszta albo raczej ci najbardziej oporni, postarają się nas zrozumieć. Na marne. Tak samo jak blondyn, wyszli z pomieszczenia, po czym zostałam w nim sama z rudowłosym. Byłam załamana, potwornie załamana!
 
*Oczami Ashley*

- Ha, hahahaha! - parsknęłam głębokim śmiechem oddalając się na bezpieczną odległość. - Co to za wspaniała historia. - zwróciłam się to towarzyszącej mi Van.
- Nie rozumiem. Bawi cię to? - zapytała nie okazując żadnej empatii.
- Tak! Ciebie nie? - dalej się śmiałam. Kiwnęła głową przecząco.
- Nie rozumiem Ashley, co się z tobą do cholery stało. - zakończyła i odeszła. Ogarnęłam się.
- O co ci kurwa chodzi. Przecież z tego będzie totalna beka.
- Zamknij ryj! Jesteś potworem! - krzyknęła odchodząc coraz dalej.
- Przejdzie jej. - trochę zdziwiło mnie jej zachowanie, ale nie jest to teraz ważne. Jak najszybciej muszę znaleźć ten film w sieci, a jutro pokażę go naszej "milusińskiej". Niech wie kto tu rządzi. Niech poczuje ból. Załamie się, a ja ponownie stanę na czele wszystkich, nawet jej przyjaciół. - zaczęłam się śmiać udając się w stronę domu.
 
*Oczami Rossa*

Biegłem ile sił w nogach. Jak najszybciej chciałem wszystko wyznać Lau. Dotarłem na miejsce. Po chwili w budynku zabrzmiał dźwięk dzwonka. Drzwi otworzyła mi Vanessa.
- O Ross, cześć. - zagaiła.
- Jest Laura? - szybko spytałem.
- Tak, na górze. - więcej już mi wiedzieć nie trzeba. Wkroczyłem do domu i pobiegłem na górę prosto do sztynki. Czarnowłosa stała zdziwiona w progu drzwi. Po chwili się otrzęsła i poszła dalej wykonywać czynność, jaką jej wcześniej przerwałem.
Wparowałem do pokoju Lau.
- Ross? - nie spodziewając się gościa o tej porze, odwróciła się w moją stronę. - Co ty tu robisz?
- Lau, ja wiem, że nie chcesz mnie widzieć, ale mam ci strasznie ważną rzecz do przekazania. - mówiłem zdyszany wcześniejszym biegiem. Widząc stan, w jakim się znajdowałem, lekko się przestraszyła. Za pewne gdyby nie to, już dawno by mnie stąd wyprosiła.
- Zaczynam się niepokoić. Jeżeli chodzi o ten pocałunek, to nie ma sprawy, ale zrozum, że jeszcze potrzebuję czasu. - powiedziała. - Daj nam czas do jutra. Wtedy spróbujemy sobie to wyjaśnić. - dodała po chwili.
- Lau, ja nie o tym. Chodzi mi... chodzi mi... chodzi mi o... - nie byłem w stanie się do końca wysłowić. A przerwałem, dlatego że się zastanawiałem, iż powiedzenie jej prawdy będzie najlepszym rozwiązaniem. - Chodzi o to, że...
 
***
Jeżeli myśleliście, że ten rozdział może nie być już bardziej ciekawi, to się myliliście. Jak myślicie, szatynka pozna prawdę, czy też nie? A jeżeli tak, to przez kogo? Chyba innego pytania w tej chwili nie ma. Napiszcie w komentarzu, kogo o to podejrzewacie. Pamiętajcie, że nie musi być to wcale najgorsza w tym opowiadaniu osoba. Może być to każdy.
To daję wam do rozważenia. Kolejna część, ostatnia już, za tydzień.
Czekam na komy, ode mnie jeszcze piosenka:

Gossip - "Move In The Righr Direction"


~~Crystal~~