~Zapowiedź najnowszego rozdziału~

Na razie nie wiem, czy będzie to rozdział, czy konie opowiadania - epilog?

:"-To wszystko już w najnowszym rozdziale-":

Pojawi się na pewno w niedzielę, bądź poniedziałek (23-24.03.2015)

~~Crystal~~

poniedziałek, 9 marca 2015

21. Sekret zostaje wyznany. Część 3

... no... ja... - nie mogłem na prawdę się wysłowić. Wszystkie znane dotąd mi słowa, gdzieś uciekły, zniknęły i nie powróciły. Czułem się, jakby ktoś wbił mi nóż w gardło. Moje oczy zalewała fala niepewności, a szatynka, w ogóle nie dodawała otuchy.
- Ross. - spokojnie powiedziała. - Zaczynam się nieco niepokoić. Mów o co chodzi. - stanowczym tonem skarciła mnie wzrokiem. Byłem przerażony.
Nic nie odpowiedziałem. Popatrzyłem się na nią i głęboko westchnąłem. - Taka piękna, taka fajna i taka cudowna dziewczyna, a ile przeszła. Niemożliwe jest, że jej kruchutkie ciałko to wszystko wytrzymało, nie. - gdzieś nasuwały mi się tego typu myśli. Absolutnie nie zależało mi na tym, by Lau cierpiała. Ale co, miałem skłamać? Przecież kłamstwo ma krótkie nogi. Prędzej i tak ujrzy światło dzienne, ale z drugiej strony jak na to spojrzę, to zdaję sobie sprawę, iż najlepszym rozwiązaniem byłoby, by to właśnie Raini i Calum to wypowiedzieli. Muszę przyznać, że niezmiernie mnie ciekawi, czy oni się na to odważą, albo przeciwnie, stchórzą. Drugiej opcji stanowczo im odradzam chyba, że chcą do końca życia być u mnie, a może u nas wszystkich, przekreśleni.
- Lau... - na chwilę się zawahałem, ponieważ zastanawiałem się jak jej za bardzo nie okłamać, a także by to miało sens. - Przepraszam cię, że tyle mi zajmuje powiedzenie tego faktu, ale po prostu nie wiedziałem. Nie wiedziałem jak ci to powiedzieć.
- Co takiego? - nie pewnie odezwała się.
- Wiem, że nie chcesz o tym rozmawiać, ale ja muszę ci wyznać, że... to wszystko wina Ashley. - z zaniepokojonego i wrażliwego tonu, przeszedłem do bardziej wyluzowanego i pewniejszego siebie. - Zrozum, że to ona upozorowała ten upadek i mnie pocałowała, a gdy to zrobiła to ja...
- Nie mogłeś się jej oprzeć. - zimnym tonem oceniła mą wypowiedź.
- Nie, to nie tak! - próbowałem się bronić. Chciałem użyć argumentów, które by za tym wskazywały, ale nie mogłem, gdyż szatynka mnie "pokonała".
- Ross idź już, dobrze! - lekko podniosła głos. - Jutro pogadamy. - i jakby nigdy nic, wyrzuciła mnie za próg swego pokoju. Nie chciałem stawiać oporu. Nie w tej chwili. A po za tym chyba najlepiej będzie dać jej trochę czasu.
 
*Oczami Laury*

Nie chcę i nie będę o tym rozmyślać. Już postanowiłam, wybaczę mu. Dużo przemyśleń kosztowała mnie ta decyzja, ale myślę, że podjęłam właśnie tę odpowiednią. I na tym poprzestanę. Nie chcę więcej zdradzać, chociaż przyznam dwie rzeczy. Pierwsza to fakt, iż bałam się tego co powie. Myślałam, że to coś na prawdę poważnego. Na szczęście się myliłam. A po drugie, zainponowało mi, gdy blondyn zawitał do mego domu. Nie każdy facet byłby na coś takiego zdolny, zwłaszcza rasowy podrywacz. Widać ma dobre serce i chęci. Może źle uczyniłam kończąc nasz nieistniejący związek. Trudno się do tego przyznać, ale Ross mi się... podobał. Myślałam, że to tylko zauroczenie, ale się myliłam. Tylko czy to ma sens, czy to, co między nami jest, przetrwa? Z takim to pytaniem, po miłej kąpieli i smacznej kolacji, usnęłam na swoim pięknym łożu snów.
 
***

Następnego dnia, jakby niby nic się nie stało, wstałam i poszłam do toalety. Zrobiłam poranny makijaż, włosy, a później pozostał już tylko wybór odpowiedniego stroju na dzisiejszy dzień. Zeszłam na dół.
- Co tu zjeść? - mruknęłam pod nosem. Niestety, ale dom był już pusty. Rodzice wiadomo, do pracy, ale gdzie jest Van. Czyżby, aż tak szybko zaczynała zajęcia. Zawsze wychodziła po mnie, a tu proszę.
Szybko wyjęłam płatki z kredensu i mleko z lodówki, p czym pałaszowałam posiłek. Mniam, jaki on dobry. Niestety, ale czas leciał nie ubłaganie. Nim się zorientowałam, było za piętnaście ósma. Rany, jak ten zegar szybko się kręci. A jeszcze niedawno była siódma.
Szybko założyłam buty i wyszłam z domu, lecąc na "zabicie karku" do szkoły. Blisko to ona nie była, ale wiedziałam, zdążę. Miałam przecież piątkę z w-f. Szkoda, że ocena nie była wyższa, ale jakoś niechętnie udzielałam się sportowo. Trzeba będzie to zmienić, ale dzisiaj nie o tym.
Dotarłam, weszłam do budynku, wyciągnęłam książki z szafki i podreptałam pod klasę. Wszyscy już pod nią byli.
- Hej! - krzyknęłam szczerząc białe ząbki.
- Hej. - odpowiedział Ross. Jako jedyny z gromady miał "poprawną" minę. Reszta wyglądała na zaniepokojonych, złych i przemęczonych. A Raini i Calum stali gdzieś tam w cieniu, próbując na prawdopodobnie uniknąć mnie albo mojego wzroku.
- Czy coś się stało? - nie pewnie zapytałam.
- Nie. - ponownie odpowiedział mi Ross. - Oni są tylko tak trochę przejęci tym przedstawieniem, które nie zapomnij, wystawiamy już za dwa dni.
- Spokojnie, nie zapomniałam. Przygotowanie i tak idą pełną parą, więc jestem pewna, że wszystko się uda. Na prawdę nie musicie się, aż tak zamartwiać. - ciepło się do nich uśmiechnęłam. Nie widziałam poprawy, choć zauważyłam, iż niektórzy próbują wymusić sztuczny uśmieszek na swych ustach. Coś mi tu nie gra? Ale zajmę się tym później, ponieważ zabrzmiał dzwonek oznaczający rozpoczęcie się pierwszej lekcji.
Po lekcjach, nadszedł czas na próbę. Wszyscy zebraliśmy się w sali widowiskowej, by rozpocząć granie. Każdy się przebrał i w oczekiwaniu czekał na swój występ, pilnie ucząc się roli. Niestety, ale początek nie należał do mnie, więc trochę musiałam poczekać.
Byliśmy już w połowie. Nastąpiła przerwa. Zza kurtyny wybiegła blond włosa lizuska.
- Co ona znowu wyrabia? - zaniepokojony sytuacją, po cichu, zwrócił się Ross do reszty przyjaciół.
- Nie wiem, ale obawiam się najgorszego. - szepnęła równie zaniepokojona Bella.
- Musimy ją powstrzymać. - stanowczo powiedziała Zendaya.
- Ale jak? - spytał się Robert.
- A skąd ja mam to wiedzieć. -  popatrzyła się na niego błagalnym wzrokiem.
- Proste, wymyśl coś. - skarciła go swym spojrzeniem. Lekko się zawahał.
- Wiesz, czasami lepiej milczeć, niż powiedzieć coś, czego się będzie żałować. - zacisnęła dłonie. Słychać było stuk w jej dłoniach.
- Za późno. - powiedział Joe. - Już jej nie powstrzymamy. - spojrzeliśmy na scenę. Zobaczyliśmy opuszczony rzutnik. Wiedzieliśmy niestety co to oznacza.
- Trzeba jak najszybciej coś zrobić? - mówił poddenerwowany i zaniepokojony danym faktem Ross.
- Panno Stacy. - przez mikrofon wypowiedziała się ta lafirynda. - Czy mogłabym naszej w s p a n i a ł e j grupie pokazać pewien ciekawy materiał? - spytała specjalnie przedłużając jedno słowo, by dać nam to do zrozumienia w negatywnym sensie.
- A ma to jakiś związek z przedstawieniem?
- Nie. - bezpardonowo odpowiedziała czekając na decyzję. - Ale może się do czegoś przydać. - ewidentnie podkreśliła przedostatnie słowo.
- W takim razie proszę. Może się przynajmniej trochę odprężymy.
- Oj na pewno. - mruknęła pod nosem i szybko wcisnęła odpowiedni klawisz w laptopie. Na biały ekran wyskoczył obraz. Był to filmik, niestety moi przyjaciele wiedzieli, prócz mnie o czym.
Ross wkroczył na scenę, ale było już za późno. Zobaczyłam to. Zobaczyłam. Byłam w totalnym szoku! Nic nie byłam w stanie wypowiedzieć. Stałam jak słup soli. Me otwarte usta wiele mówiły, ale wzrok jeszcze więcej. Spojrzałam na Raini i Caluma. Potem na Rossa i resztę paczki. Z oczu poleciały mi łzy. Byłam załamana. Jednak zebrałam w sobie siły i krzyknęłam:
- Nienawidzę was! - i wybiegłam z sali, tak daleko i tak szybko, by mnie nikt nie znalazł i nie dogonił.
 
*Oczami Rossa*

Padłem na kolana. Nie miałem sił jej gonić, nie potrafiłem tego zrobić. W dodatku nie wierzyłem w to, co się tutaj stało. Dlaczego ta szmata to zrobiła, dlaczego?
Spojrzałem na Raini i Caluma. Byli równie załamani. Czarnowłosa w płaczu usunęła się na ziemię, a on usunął się w cieć. Panna Stacy była w szoku. Dopiero po chwili, tak jak i pani Clarson, potwornie skarciły blondynkę. No właśnie, jeśli o niej mowa. Nie miała żadnych skrupułów. W dodatku była zadowolona z tego, co zrobiła.
- Ashley! Do nie! - stanowczym tonem uderzając ręką w stół, wypowiedziała się surowo pani Clarson. - Jak można być tak podłym i tak bezczelnym. W dodatku ten uśmieszek na ustach. Nie jest ci wstyd! Jesteś potworem. - załamała ręce.
- Przykro mi, ale kara cię nie ominie. Od dzisiaj nie uczestniczysz już w przedstawieniu. Zostajesz wyrzucona ze spektaklu, a o tym, co dalej z tobą zrobimy, zdecyduje dyrektor szkoły. Proszę, idziemy teraz do niego. - poleciła rozkaz, na co blondynka była wściekła. Jednak nic nie mówiła, zachowała zimną krew. - A wy? - spojrzała na Raini i Caluma. - Nie spodziewałam się tego po was. - i odeszła odprowadzając blondynę.
Zszedłem do reszty.
Spojrzałem na tych, co nie zawinili. Daliśmy sobie znać, co robić.
- Raini, Calum... - nie pewnie zacząłem. Nie miałem dobrych wieści.- To, co zrobiliście było potworne. Wiemy, ta szmata to wyjawiła i poniesie za to karę, także od nas, ale wy? Nie potrafimy wam już spojrzeć w oczy. Dlatego zdecydowaliśmy, że od dzisiaj nie jesteśmy już przyjaciółmi. - zamurowało ich. Popatrzyli się na nas. Ich wyraz twarzy był jednoznaczny, co?
- Ale damy wam ostatnią szansę. - zabrała głos Bella. - Jeżeli Lau wam to wybaczy, to my też to uczynimy, ale jeśli nie, to żegnajcie. - i odeszliśmy. Nie było łatwo się z tym pogodzić, ale taka była nasza decyzja i ocena ich zachowania. Muszą ponieść karę za to, co zrobili. I tak nie wycierpią tyle, ile cierpiała Laura, ale może chociaż zrozumieją swój błąd i będą chcieli go naprawić. A co do Lau?
Kompletnie nie wiem co robić. Na razie z Robertem, Bellą i Zendayą lecimy jej poszukać, by upewnić się, że nic sobie nie zrobi. Reszta grupy stanowiła oddzielny zespół, który miał szukać gdzie indziej. Mam nadzieję, że nic sobie nie zrobi i nic się jej nie stanie. Nie wybaczyłbym sobie, że jej nie uchroniłem. Mam także nadzieję, że uda nam się ponownie przywrócić jej uśmiech. A ja mam już pewien plan, by to osiągnąć.

 
***
Moi drodzy, mam dla was wspaniałą wiadomość. Otóż wczoraj, wpadł mi do głowy pomysł na nowego bloga z Laurą w roli głównej. Uwierzcie mi, takiej tematyki jeszcze nie było. To po prostu fantastyczny pomysł. Tak się nakręciłam, że nawet nie zauważyłam, gdy skończyłam rozdział. Ale do rzeczy.
Chcę poprowadzić nowego, innego bloga, co oznacza, że nie mogę prowadzić, aż trzech blogów. Nie wyrobię, dlatego zdecydowałam, że (nie, nie usuwam bloga) zakończę to opowiadanie. Będzie to wersja skrócona. Ta historia i tak robiła się już nudna, mimo moich starań, by tak nie było. Może i jest dramat, ale ja nie widzę tutaj potencjału. Wiem, dużo osób to czyta, ale ja nie wiem o czym tu pisać. Nie mam już na tego bloga żadnego pomysłu, dlatego definitywnie z nim kończę, jak z nałogiem.
Myślę, że jeszcze czeka nas może 5, może więcej rozdziałów i na końcu epilog, kończący te historię. To tyle ode mnie.
Czekam na wasze komentarze. Mam nadzieję, że mnie nie opuścicie i będziecie czytać moją nową historię.

Pozdrawiam.
 
"Empire State of Mind" - Alicia Keys


Ps. A tak na marginesie.
Tak sobie pomyślałam, czy nie lepiej byłoby zakończyć to opowiadanie w sposób dramatyczny. Hmm, zastanowię się nad tą opcją.
Czy wszystkie historie i opowiadania muszą się kończyć happy endem. Przecież na żadnym forum albo regulaminie nie jest tak napisane, a jak jest, to mnie to nie dotyczy.

 
~~Crystal~~


1 komentarz:

  1. Zapierdziel w nauce bie pozwala mi napisać nic długiego, jak obiecałam, ani kreatwnego i oryginalnego. Ale chyba już wspominałam, że zapomnę później z moją sklerozą? Chyba tak. A wiec, lecim z tym koksem.
    Ashley to podła jedza, co zresztą już pewnie wspominałam, i można bylo się spodziewać po niej tak wrednego, okropnego czynu. Ta lasia naprawdę nie ma sumienia, jest arogancka i wstrętna. Powinna spłonąć gdzieś w piekle, jeśli takowr miejsce istnieje. Jesli tak, już wiemy, skad wzięła się Ashley. Zero wątpliwości na te teorie. Sprzeciwu nie widzę. Szkoda, że to dziewczyna i Ross nie przywalił jej porządnie w twarz. Choć ja, jakbym była przyjaciółka Laury, własnie to bym zrobiła. A jakby jeszcze Lau zrobila sobie coś złego przez nia to… o nawet wolicie sobie nie wyobrazać tych tortur, które wyobrażam sobie na szkolnych gimbusach.
    Przejdzmy dalej, bo robię się brutalna.
    Powiedzenie o końcu przyjaźni. Hm, w sumie wydało mi się to własciwe, przecież zrobili duży błąd, wykazali się wręcz niespotykaną głupotą, ALE jakby tak działał każdy, odpychał ludzi za ich dawne błędy to stanowcza część społeczenstwa byłaby samotna. Mimo że nie odczuwam do nich respektu uważam, że zasługują na choć mały cień szansy. Teoretycznie ten 'cień' dostali, ale zalezy on tylko od Laury i daje małe pokłady nadziei.
    A ja Ci powiem jeszcze, że ten dramatyczny koniec to nie taka zła wizja. Oryginalna taka! A wiesz, że najczarniejszy koniec to brak Raury! Nie dla mnie, oczywiście, ale dla tych, którzy czytają, bo Raura.
    Rozważ to więc!
    A ja serdecznie pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń